- Chciałbym powiedzieć jak sytuacja wygląda oddolnie w naszym terenie, gdzie wirus się pokazał. Dotychczas nie było problemu, a teraz 19 czerwca wszystko się zmieniło. W tej chwili jesteśmy w takiej sytuacji, że nie możemy sprzedawać. Ludzie mają zwierzęta przetrzymane i zbyt duże. Sprzedaż będzie uwolniona teoretycznie 26 lipca i okazuje się, że tych zwierząt nie będzie gdzie sprzedać – mówi Mariusz Moczkowski – hodowca świń z powiatu piotrkowskiego.
- Mówi się, że zakłady występują z wnioskami na ubicie świń z tych stref, ale moce przerobowe tych zakładów są bardzo małe i nie będą w stanie odebrać tych zwierząt. Jak w takie sytuacji zareagować? Ludzie dzwonią i pytają gdzie sprzedać te świnie. My dzwonimy do zakładów i tam słyszymy, że nie są w stanie odebrać takich ilości ze stref. W ciągu miesiąca w naszym regionie będziemy mieli do sprzedaży kilkaset tysięcy zwierząt. Duże zakłady też od nas tego nie obiorą, bo narzekają, że nie maja zbytu na to mięso. My wiemy, że to mięso jest dobre, świnie są zdrowe i przebadane, ale zakłady napotykają na problemy przy sprzedaży tego mięsa, które jest oznakowane, że pochodzi ze strefy czerwonej – zauważa Mariusz Moczkowski, który te słowa wypowiedział podczas niedawnego posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa.
- Jeżeli my nie rozwiążemy tego problemu i nie zmienimy zasad sprzedaży mięsa ze strefy czerwonej, to my tak naprawdę nie jesteśmy w stanie nic zmienić, ponieważ wirus rozlewa się na coraz większa skalę. Tych stref czerwonych jest coraz więcej i automatycznie tych zwierząt z tych stref jest coraz więcej. Niektóre zakłady w ogóle nie odbierają z tej strefy. Niektóre chcą, a nie mogą, ponieważ procedury są trudne do przeskoczenia i wolą szukać mięsa ze stref białych, mimo, że będzie 2-3 zł/kg droższe, ale nie będą się decydować na ubój ze strefy czerwonej. Takie do nas docierają informacje z zakładów mięsnych. Jeżeli nie zmienimy zasad obrotu mięsa ze strefy czerwonej, to możemy zapomnieć, że ludzie będą się spokojnie przyglądać obecnej sytuacji. Ludzie już teraz są bardzo zestresowani, bo wiedzą, że nie będą mieli gdzie sprzedać tuczników. Jeżeli tego tematu nie załatwimy, to dojdzie do eskalacji protestów rolniczych. Podejrzewam, że innego wyjścia nie będzie – stwierdza hodowca z powiatu piotrkowskiego.