W dniu 28 grudnia br. rezygnację ze stanowiska Głównego Lekarza Weterynarii złożył Włodzimierz Skorupski. Niby nic takiego, gdyby nie szalejący w kraju afrykański pomór świń i ptasia grypa. Nie oszukujmy się, Panu Włodzimierzowi delikatnie mówiąc - nie szło.
To między innymi za jego kadencji ASF rozprzestrzenił sie na wschodzie naszego kraju jak uchodźcy po krajach Europy Zachodniej.
Liczono zamiast odstrzelić dziki po lasach, których jak się okazało mamy bardzo mało (bo siedziały w kukurydzy i żarły popcorn podśmiechując się z panów w odblaskowych kamizelkach biegających między drzewami).
Z dnia na dzień wprowadzono obowiązkowe Świadectwa Zdrowia, dzięki którym weterynarze przed każdą odstawą "badają" telepatycznie sprzedawane świnie i przy okazji uszczuplają kieszeń Bogu ducha winnych hodowców, którym i bez tego (w przeciwieństwie do rzadkich w naszym kraju dzików) nie do śmiechu.
Nie poradzono sobie ze ściągnięciem z rynku przerośniętych tuczników z uwolnionych stref. Ubijano setki świń w gospodarstwach i utylizowano je za grube pieniądze, bo nie mieściły się już w kojcach, a Państwo nie wiedziało co z tym zrobić. W końcu wożono ubite sztuki ze stwierdzonym ASF do utylizacji w samo serce polskiego zagłębia hodowli i produkcji trzody chlewnej!
W normalnych warunkach - bylibyśmy zaniepokojeni odejściem Głównego Lekarza Weterynarii w takich okolicznościach, pokusilibyśmy się nawet o stwierdzenie, że kapitan uciekł z tonącego statku, ale co za strata z kapitana, który ustawiał statek burtą do uderzających fal? Oby nowy GLW - Paweł Niemczuk nie powielał błędów swego poprzednika, bo z tego żaglowca nie będzie co zbierać...