Chów na własny użytek, ale na czyją odpowiedzialność? Minister wbił kij w mrowisko

- Jak tak człowiek na to patrzy, to jeden chłop, z jedną świnią może załatwić moją hodowlę. Tak to wygląda, że jedni nic nie muszą, żadnych obostrzeń niczego, żadnych dokumentów, a inni musza zabezpieczać się na wszelkie możliwe sposoby. Jednym restrykcje, a drugim „luz-blues” – komentuje hodowca z Wielkopolski rozporządzenie ministra o chowie świń na własne potrzeby.

 

- Mówi się, że nie będzie można tych świń przemieszczać. Ale prosięta czy pierwsza maciorę skądś trzeba wziąć. Nie wiem, czy ministerstwo chce odbudować polską trzodę, czy chcą ją zniszczyć. Dla mnie to jest dobijanie. Ja jestem niemalże jedynym hodowcą we wsi, a do tego może jest jeszcze trzech kontraktowych. Co ciekawe, co w sytuacji gdy takie świnie na własny użytek zapragnie mieć myśliwy i on nie ma żadnych obostrzeń? A gdzie rolnik zgłosi padnięcie świni, jak jej w papierach nie ma? Zakopać na kupie gnoju? Ja naprawdę nie wierzyłem w to co czytam mając w ręce to rozporządzenie. Te przepisy mogą rozłożyć wszystko. To wieńczy dzieło zniszczenia polskiej trzody. Przecież dotąd świnie mógł mieć każdy i to na równych warunkach. A mnie gnoją, kontrole przyjeżdżają, maty kupuję po 250 zł za sztukę, a to ma metr na metr materiału. Oni nie musza mieć nic, żadnych siatek w oknach, nic. Psy, koty i szczury latają, ale tam świnie będą. Nas niszczy ta papierologia. Teraz dostałem kolejny dokument od weterynarii na przemieszczenie. Wcześniej był jeden teraz są następne. To jest jawna kpina, szczególnie w obliczu nadgorliwości polskich urzędników i organów kontrolujących – mówi hodowca z powiatu wągrowieckiego, który podzielił się z nasza redakcją refleksją na temat rozporządzenia.

 

- Jeżeli ktoś ma ochotę wyhodować dla siebie wieprzowinkę w swoim gospodarstwie, to powinien mieć taką możliwość. Potrzebne są jednak zdrowe zasady. Pomysł jest dobry, tylko wykonanie kiepskie. Więcej w tym wszystkim jest polityki merytoryki. Jeżeli miałoby to dobrze funkcjonować, to potrzebny byłby kompromis, tzn. ci którzy chcą mieć na swój użytek świnie, to niech hodują, ale rolnik, który utrzymuje się z trzody chlewnej powinien być odpowiednio zabezpieczony. Trudno mi na przykład skomentować fakt, że w takich hodowlach na użytek własny nie będzie tak podstawowej rzeczy jak mata dezynfekcyjna. Byłem zwolennikiem, żeby zrobić jakieś ułatwienia dla tych gospodarstw, ale nie sądziłem, że ktoś pójdzie na całość – komentuje treść rozporządzenia Janusz Terka – hodowca świń z powiatu piotrkowskiego.

 

Takich świń nie powinno się badać pod kątem ASF

- W mojej ocenie minister rolnictwa, Robert Telus włożył kij w mrowisko… - komentuje Bartosz Czarniak z Polskiego Związku Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej „Polsus”. - Wszystko rozbija się o rozporządzenie pozwalające trzymać na użytek własny do 10 szt. trzody w roku lub jedną lochę ze zmniejszonymi wymaganiami bioasekuracyjnymi przeciwko ASF. Tak jak do niektórych zapisów zmniejszających wymagania uważam za słuszne i należałoby je zlikwidować w ogólnych wymaganiach, tak inne wzbudzają wiele emocji, a przede wszystkim obaw, że rozporządzenie to przyczyni się do pogłębienia się kryzysu w produkcji i pogłowiu trzody chlewnej. Wszystko przez ASF. Rozporządzenie zakłada, że świnie tak chowane będą przeznaczone jedynie do użytku własnego lub…do przemieszczeń w obrębie tej samej gminy lub sąsiedniej do innych gospodarstw utrzymujących świnie na użytek własny. Ci, którzy zostali przy produkcji i z niej żyją obawiają się prostej rzeczy – roznoszenia ASF-u. Wiele organizacji rolniczych, branżowych krytykowało pomysł takiego rozwiązania sprawy, jednakże ministerstwo nie wzięło tych głosów pod uwagę, stworzono przepis, który wzbudza kontrowersje i obawy, ponieważ wszyscy się zastanawiają, co będzie, jeśli w takim gospodarstwie, gdzie są świnie na własny użytek, wybuchnie ASF? A tym bardziej co się stanie, jeżeli ognisko to będzie w promieniu 3 km lub mniejszym od gospodarstwa, które żyje z produkcji trzody? Rolnicy, w tym ja, boimy się, że obecne rozwiązanie wbije w ziemię dalsze myśli o rozwoju produkcji w Polsce. Przypomnę tylko, że przez pierwsze dwa lata ASF-u w Polsce wszystkie ogniska wybuchały w stadach do 10 sztuk! Ludzie boją się o swoja przyszłość i zainwestowane pieniądze. Czy zatem sam pomysł jest zły? Nie, pomysł jest dobry, ale należałoby do niego podejść inaczej. Przykładem niech będzie Hiszpania, gdzie pozwolono trzymać świnie na własny użytek – maksymalnie 3 sztuki w ciągu roku (żadnych loch), gdzie prosięta muszą pochodzić z zakupu, z wysoko wyspecjalizowanych chlewni z bardzo dobrą bioasekuracją. Do tego na Półwyspie Iberyjskim świń z takich „zagródek” nie bada się pod kątem ASF, ponieważ nie wpływają one na rynek, nie maja prawa być przemieszczane, a ubój? Tu nie mam informacji, ale powinien być dopuszczony tylko we własnym gospodarstwie (lub w mobilnej rzeźni), ponieważ mięso to nie trafi do obrotu w handlu, a dzięki temu nie ma możliwości rozprzestrzeniania choroby, a gospodarstwa, które żyją z produkcji trzody nie będą zagrożone wpadnięciem w strefę zapowietrzoną ASF – podpowiada Bartosz Czarniak.

 

Więcej na temat rozporządzenia można przeczytać tutaj – kliknij.