- Niewątpliwie spadki cen zbóż oraz dodatków paszowych są dla nas zadowalające, jednakże opłacalność nadal ma mały margines błędu. Pamiętać trzeba też, że o wiele lepiej jest obecnie w cyklu zamkniętym, aniżeli w tuczarniachkupujących bardzo drogiego i coraz trudniej dostępnego warchlaka – pisze Bartosz Czarniak (Polsus) o aktualnej sytuacji na rynku świń rzeźnych.
W zeszłym tygodniu pisałem o dość sporej różnicy pomiędzy małą, a dużą giełdą w Niemczech, która wynosiła 11 eurocentów na korzyść tej pierwszej formuły. Zgodnie z przewidywaniami, ta różnica w tym tygodniu zmniejszyła się, ale niestety na naszą niekorzyść. Na ostatniej sesji ISW świnie wyceniono na 2,35 euro za kg (11,08 zł/kg) w klasie E, natomiast na parkiecie VEZG cena nie zmieniła się i dalej wynosi 2,28 euro/kg (10,70 zł/kg). Niestety, w ślad za małą giełdą (lekka tendencja spadkowa) poszły zakłady w Polsce, które ustaliły cenę maksymalną na poziomie 10,50 zł w klasie E (przypominam, że w Niemczech bazą wyceny jest tusza 57%, a w Polsce 56%). Co jest przyczyną takiego zachowania?
W mojej ocenie próba odrobienia strat finansowych zakładów z lutego. Obecnie podpisały one nowe kontrakty na dostawy mięsa do sieci handlowych, które są zapewne wyższe, jednakże wcześniejsze umowy nie przewidywały tak szybkich podwyżek żywca w lutym, przez co przedsiębiorcy musieli dopłacać do mięsa, tak aby wywiązać się z kontraktów. Jeszcze na koniec lutego spotkałem w markecie kilogram schabu za 13,99 zł, kiedy zakłady skupowały świnie po prawie 11 zł za kg w klasie E – a gdzie koszty ubicia i konfekcjonowania? Jeszcze gorzej finansowo jest wśród mniejszych zakładów, które próbują sprzedać mięso po cenie faktycznych kosztów, jakie one ponoszą (często to mięso jest dwa razy droższe aniżeli „marketowe”). Dlatego nie dziwi mnie nieprzyjemny fakt, że ubojnie próbują odrobić te straty.
Lepsze czasy nastąpią po zwalczeniu ASF-u?
Jak to ma się do opłacalności w naszej branży? Niewątpliwie spadki cen zbóż oraz dodatków paszowych są dla nas zadowalające, jednakże opłacalność nadal ma mały margines błędu. Pamiętać trzeba też, że o wiele lepiej jest obecnie w cyklu zamkniętym, aniżeli w tuczarniach kupujących bardzo drogiego i coraz trudniej dostępnego warchlaka.
Pogłowie świń w Polsce wynosi obecnie około 9,6 mln sztuk świń, co jest redukcją o połowę w porównaniu do stanu sprzed 15 lat. Przyczyną tego stanu rzeczy jest oczywiście opłacalność produkcji, ale także coraz wyższe wymogi dotyczące chowu, a przede wszystkim bioasekuracji chlewni oraz związanej z tym biurokracji, która odstraszają kolejnych rolników. Co więc powinno się stać, aby w końcu zatrzymać malejące pogłowie trzody chlewnej? W mojej rozmowie z przedstawicielką zakładów mięsnych doszliśmy do wniosku, że należy przede wszystkim zwalczyć ASF, po to by móc wrócić do handlu z dalekowschodnimi krajami Azji. Owszem, wolumen handlu wieprzowiną UE z Chinami w 2022 roku spadł aż o 40,1%, jednakże przed wystąpieniem tej choroby w Polsce, odbiorcami krajowej wieprzowiny były inne państwa z tamtego regionu, jak np. Japonia, gdzie nasz towar był wysoko oceniany…i wyceniany. Pozwalało to na łatwiejszą rywalizację cenową zakładom wewnątrz UE. Dlaczego? Ponieważ do Japonii jechały wyręby w takich cenach, że pozwalały one sprzedawać inne wyręby w Polsce, czy też na Zachodzie Europy poniżej ich opłacalności, a obecnie jest to niemożliwe. Do tego utrudnia to rywalizację z zakładami z innych części Europy, które mogą eksportować mięso do krajów trzecich, które stosują często ceny dumpingowe na mięso i wyroby, ponieważ zysk uzyskany w handlu z Azją rekompensuje im lokalne straty.
W ostatnim tygodniu wykryto w kraju 47 ognisk ASF wśród dzików. Cieszy to, że nie ma tych zdarzeń w chlewniach (co świadczy o profesjonalizmie hodowców i producentów), jednakże to nie zmienia faktu, że póki nie pozbędziemy się wirusa z przyrody, nie możemy mówić o uwolnieniu Polski od tej choroby, a co za tym idzie nie ma szans na wznowienie handlu z wieloma krajami spoza UE.
Autor: Bartosz Czarniak (Polski Związek Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej „Polsus”)