- Wyznaczając czerwone strefy chcielibyśmy jasnych i czytelnych zasad. Na jakiej podstawie i jak daleko mają sięgać te obszary? Raz jest pięć kilometrów, drugi raz jest 10 km, a jeszcze innym 15 km a nawet 25 km. Czy to widzimisię urzędnika? – pytał jeden z rolników obecnych podczas dzisiejszego protestu w Srocku w powiecie piotrkowskim.
- Oczekiwaliśmy dotąd na premiera. Skoro szef Rady Ministrów tak chętnie jeździ po kraju, to sądziliśmy, że przyjedzie i wytłumaczy nam jak to jest nam dobrze, a będzie jeszcze lepiej. My tego nie czujemy, ale może jakoś przekona nas do tego. Nie chce jakoś tego zrobić – mówił podczas dzisiejszej konferencji prasowej w Srocku Paweł Fryczka – rolnik z powiatu piotrkowskiego.
Rolnicy: jesień będzie nasza
- Niektórzy mówią, że jest nas mało, że jest nas garstka. My szykujemy się na dłuższe protesty. Mamy prace w polach, które wymagają terminowości. Dlatego protest przebiega rotacyjnie – jedni są w polach, inni na ulicy. Nie mamy tak jak posłowie, którzy nawet jak nie pracują, to pensja im się należy i to nie mała. Nam nikt nic nie da za darmo i musimy sobie to wypracować. Jesienią i zimą na pewno będzie nas więcej – zapowiada Paweł Fryczka.
- Mamy pytanie do premiera i ministra. Czerwone strefy narzuca nam Bruksela. My chcemy się w takim razie dowiedzieć, czy oni byli w Brukseli, czy rozmawiali z urzędnikami unijnymi, bo oni przecież mogą nie zdawać sobie z tego sprawy co robią. Wyznaczając czerwone strefy chcielibyśmy jasnych i czytelnych zasad. Na jakiej podstawie i jak daleko mają sięgać czerwone strefy? Raz jest pięć kilometrów, drugi raz jest 10 km, a jeszcze innym 15 km a nawet 25 km. Czy to widzimisię urzędnika? My chcielibyśmy znać jasne zasady. Nie chodzi chyba o to, żeby urzędnik zatoczył sobie koło na mapie powiedział: O! Tyle to będzie. Muszą znać konsekwencje swoich działań, bo ich wytyczanie palcem po mapie niesie dla nas duże konsekwencje finansowe. Rząd powinien nam to zwrócić. Jeżeli rządu na to nie stać, to niech jadą do Brukseli i powiedzą: jeśli zataczacie czerwone strefy, to są to konkretne pieniądze od konkretnych ludzi, bo takie jest prawo i musimy im to wyrównać. W tej chwili jest to złotówka do kilograma, może i więcej. Jeśli was nie stać na takie duże strefy, to wytyczcie je tak, żeby było was stać. Jeśli ktoś za to nie płaci, to łatwo mu powiedzieć żeby zrobić strefę 50-kilometrowa, bo co im zależy. Jeśli mieliby za to zapłacić, to może wtedy przemyślą podjętą decyzję. Bardzo łatwo wyliczyć konsekwencje takich decyzji, bo zwierzęta są rejestrowane w bazie danych centralnych. Można z łatwością sprawdzić ile tuczników znajdzie się w strefie czerwonej i ile trzeba na to naszykować pieniędzy. Jeżeli ich nie macie, to nie róbcie tak dużych stref i nie trzymajcie ich tak bezsensownie długo – apelował uczestnik demonstracji.
Gdzie jest Rzecznik Praw Obywatelskich?
- Czy my jeszcze jesteśmy obywatelami tego kraju? Rzecznik Praw Obywatelskich troszczy się o kilku Irakijczyków na granicy, jeszcze po stronie białoruskiej. Czy od tego nie jest ONZ? Czy rzecznika praw obywatelskich my już nie interesujemy? Może my już jesteśmy wykluczeni z tego kraju, może już nie jesteśmy obywatelami tego kraju. Rzecznik Praw Obywatelskich nie reaguje, a rząd łamie prawo. Wprowadza się nam restrykcje z powodu choroby zwalczanej z urzędu i choć nasze świnie są zdrowe, to nie mamy możliwości sprzedaży po cenach rynkowych. Ta sytuacja ma nas doprowadzić do biedy, zaprzestania hodowli albo ruiny? Gdzie jest RPO, żeby zażądał od rządu wypłaty odszkodowań? I to w konkretnym, nieprzekraczalnym terminie i konkretnych sumach – zakończył Paweł Fryczka.