- Mięsa na rynku brakuje, tuczniki są poszukiwane, a koszty produkcji mocno obniżają zdolności rolników do tolerancji spadków cenowych - wszystko to powoduje nerwowość wśród hodowców. O co więc chodzi? Moim zdaniem zakłady, póki mogą, chcą kupować tańszego tucznika, by móc naszym kosztem zwiększyć zyski z handlu – uważa Bartosz Czarniak z Pomorsko-Kujawskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej.
- Po zeszłotygodniowych perturbacjach pomiędzy zakładami ubojowymi a dużą giełdą w Niemczech, VEZG w tym tygodniu zdecydowało się nie zmieniać ceny rekomendowanej i zostawić ją na poziomie 1,57 Euro za kg przy 57% mięsności, co daje po obecnym kursie 6,99zł. Podobne ceny maksymalne spotkamy i w Polsce, czyli jak łatwo zauważyć, znów mamy spadki.
Zakłady niezmiennie tłumaczą się tak samo: mizerny handel. Ciężko w to uwierzyć, ponieważ obostrzenia covidowe nałożone na branżę gastronomiczną oraz organizację imprez zostały mocno poluzowane - na tyle, aby mogły one ruszyć i się odbywać. W związku z tym, branża ta, nie posiadając możliwości magazynowych, musi kupić artykuły spożywcze, w tym i mięso! Mięsa na rynku brakuje, tuczniki są poszukiwane, a koszty produkcji mocno obniżają zdolności rolników do tolerancji spadków cenowych - wszystko to powoduje nerwowość wśród hodowców. O co więc chodzi? Moim zdaniem zakłady, póki mogą, chcą kupować tańszego tucznika, by móc naszym kosztem zwiększyć zyski z handlu. Jednakże jest to droga donikąd, albo raczej droga do większego uzależnienia dostawców od odbiorców.
Gospodarstw, które będą same produkowały tucznika, będzie coraz mniej, za to więcej będzie tych, którzy będą jedynie wykonywać tucz na zlecenie wielkich firm i koncernów spożywczych. Hodowca/rolnik stanie się jedynie pracownikiem najemnym, który dodatkowo daje własne budynki na użytek innych podmiotów. Jest to smutne, ponieważ w ten sposób uzależniamy się od innych, z zewnątrz, a produkcja własna w kraju praktycznie zniknie. Czy stać Polskę na to, aby uzależnić się od wielkich firm spożywczych? – pyta Bartosz Czarniak.