Hodowcy świń we Włoszech w ogromnych tarapatach. Tam jednak jest światełko w tunelu

We Włoszech hodowcy trzody chlewnej również zmagają się z problemami ze sprzedażą żywca oraz niskimi cenami tuczników. Jeśli zamknięcie gastronomii i restauracji wywołane koronawirusem potrwa dłużej, wielu hodowcom grozi bankructwo. Ostatnio władze w Rzymie zareagowały na złą sytuację trzodziarzy i chcą zwiększyć dopłaty dla właścicieli loch z 18 euro do 30 euro/szt. Pieniądze pochodzą z programu pomocowego utworzonego w lipcu, który opiewał na kwotę 90 mln euro.

 

Przewodniczący największego zrzeszenia rolniczego w Italii (Coldiretti), Ettore Prandini z zadowoleniem przyjął pomoc rządową, ale jednocześnie podkreślił, że należy zrobić więcej, aby wesprzeć przemysł trzody chlewnej. W liście do różnych ministrów, w tym do kierowniczki wydziału rolnictwa Teresy Bellanovej, ostrzegł, że „środki ochrony przed koronawirusem stanowią zagrożenie dla 100 000 miejsc pracy na fermach świń”. Z 8,2 miliona świń hodowanych we Włoszech, 80 procent jest wykorzystywanych do produkcji klasycznych włoskich szynek i wędlin opatrzonych certyfikatem jakości i pochodzenia. - Politycy muszą teraz działać szybko i przyjąć nowe środki wsparcia - zaapelował Prandini. Wg niego skuteczną pomocą mogą być ulgi podatkowe, takie jak zwrot podatku VAT.

 
Ponadto potrzebna jest nowa strategia wobec eksportu mięsa do Chin, która ułatwi eksport włoskiej wieprzowiny. Wg organizacji rolniczych należałoby przyspieszyć procedury biurokratyczne i wyposażyć fabryki w technologie wymagane przez Chiny, aby uzyskać certyfikat eksportowy. W tej chwili jest tylko dziesięć firm, które mają takie uprawnienia, ale wiele innych czeka w kolejce. - Zwłaszcza teraz, gdy Chiny importują dużo wieprzowiny z powodu afrykańskiego pomoru świń, należy przyspieszyć procedury – uważają. Rynek chiński jest również ważny dla sprzedaży produktów takich jak uszy wieprzowe, nóżki i podroby, na które prawie nie ma popytu we Włoszech.