Od tego roku w całej Unii Europejskiej zakazano wydawania zezwoleń nadzwyczajnych na neonikotynoidy jako zaprawy buraczane. W efekcie nie ma już skutecznych sposobów zwalczania niektórych szkodników buraków. W Austrii zakaz doprowadził obecnie do masowego rozprzestrzeniania się wołka buraczanego – i do ogromnych szkód.
Około 4 000 z 38 000 ha buraków w Austrii zostało tak poważnie uszkodzonych przez wołka tej wiosny, że trzeba je było zaorać. Według szacunków Austriackiego Związku Plantatorów, około 2500 do 3000 ha zostało ponownie obsadzonych burakami. Jednak ta replika jest również zagrożona przez ryjkowce.
Hebert Hager, plantator buraków z Auersthal w Dolnej Austrii, wyjaśnia konsekwencje zakazu zaprawiania i konsekwencje koniecznego oprysku powierzchniowego. - Musimy leczyć cały obszar, chociaż chrząszcz występuje tylko na niektórych obszarach. A nie wiemy, kiedy chrząszcz jest aktywny, a kiedy wycofuje się do nor glebowych. Niewytłumaczalne jest, dlaczego środek, któremu udzielono zezwolenia w trybie awaryjnym, został zablokowany. Teraz zostaliśmy bez narzędzi do walki ze szkodnikiem. Próby zwabienia ich pułapkami feromonowymi nie powiodły się – mówi plantator w rozmowie z redakcją ORF.
Dyrektor związku producentów buraków, Markus Schöberl, szacuje, że ze zniszczonych obszarów można było wyprodukować co najmniej 60 000 ton cukru. Odpowiada to rocznemu zużyciu stolicy Wiednia.
Warunki startowe dla buraków tej wiosny były nadal dobre. Europejski rynek cukru wysyła pozytywne sygnały cenowe, a obfite opady zapewniły dobre warunki do rozpoczęcia sezonu wegetacyjnego również w Austrii.
Stowarzyszenie plantatorów buraków ostrzega, że niebezpieczeństwo stwarzane przez wołka nie zostało jeszcze zakazane, ponieważ szkodnik nadal żeruje. Chrząszcz jest obecnie w fazie godowej. Każda samica składa do 200 jaj w ziemi.
Według Markusa Schöberla utrzymująca się deszczowa pogoda spowalnia rozprzestrzenianie się populacji, „ponieważ wilgoć może powodować pasożytnictwo grzybów glebowych i niszczenie larw po złożeniu jaj”.
Zdaniem Ernsta Karpfingera, prezesa stowarzyszenia „Die Rübenbauern”, sytuacja nie jest jeszcze opanowana. - Nawet jeśli w tym roku zwiążemy koniec z końcem z powodu pogody, co będzie w przyszłym roku, zwłaszcza jeśli pogoda nie będzie sprzyjać. Chrząszcz teraz wycofuje się z powrotem do ziemi. Jeśli tylko połowa z 200 jaj przejdzie, w przyszłym roku będziemy mieć problem sto razy większy – zauważa Karpfinger.
Źródło: Agrarheute