Ze względu na brak rynków zbytu, obecnie bardzo duża ilość ferm przetrzymuje żywy drób rzeźny. Wielu hodowców i producentów stoi przed dylematem podjęcia decyzji o zagazowaniu i utylizacji drobiu, co dramatycznie zwiększy straty. Hodowcy skarżą się, że na domiar złego ceny pasz idą w górę. Przestrzegają, że w zaistniałej sytuacji możemy znaczną część strat reprodukcyjnych, a odbudowa zaplecza piskląt potrwa latami.
Hodowcy i producenci drobiu alarmują o fatalnej sytuacji w tym sektorze. Istnieje konieczność szybkiej interwencji związanej z uruchomieniem skupu interwencyjnego, ponieważ wraz z nadejściem epidemii koronawirusa zamknęły się rynki eksportowe, od których ta branża była uzależniona. Nadwyżka towaru miałaby zostać wysłana jako darowizna w rejony świata, gdzie brakuje żywności.
Obecnie bardzo duża ilość ferm przetrzymuje żywy drób rzeźny. Musi go karmić, gdyż nie ma możliwości ulokowania go na rynku. Wiele ferm stoi przed dylematem podjęcia decyzji o zagazowaniu i utylizacji drobiu, co dramatycznie zwiększy straty. To jest żywność bardzo wysokiej jakości, której ostatnio mamy w nadmiarze, co nie znaczy, że nie jest potrzebna gdzieś indziej. Dotyczy to również części sektora produkcji jaj wylęgowych, które nie są odbierane przez wylęgarnie i będzie trzeba je utylizować. Zgodnie z prawem unijnym te jaja nie mogą być przeznaczone do konsumpcji. Uważamy, że w takiej sytuacji taki towar należałoby czasowo spożytkować np. na proszek jajeczny. Obawiamy się, że obecny kryzys odbije się negatywnie w przyszłości, gdyż stracimy znaczną część stad reprodukcyjnych, a odbudowa własnego zaplecza piskląt będzie trwała latami – przestrzega Anna Zubków z Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu, która o sytuacji hodowców poinformowała w stosownym piśmie Mariana Sikorę – wiceprzewodniczącego Copa Cogeca. Organizacja wystąpiła również do ministra rolnictwa o interwencję i zorganizowanie skupu interwencyjnego.
Związek zwraca też uwagę, że wytwórnie pasz nie solidaryzują się z hodowcami i nie pomagają w łagodzeniu skutków kryzysu. - Można wysunąć zarzut pogłębiania go, gdyż w tym momencie, tak dramatycznym dla hodowców, podnoszone są ceny pasz. Również przetwórcy, pośrednicy i handel często stosują zbyt wysokie marże, a większa część ekonomicznego ciężaru kryzysu jest przekładana na hodowców oraz producentów drobiu i jaj – pisze Anna Zubków. Dodaje, iż obecnie koszty produkcji kurcząt rzeźnych wynoszą ok. 3,40 zł/kg, a hodowcy zmuszeni są do sprzedaży nawet poniżej 2 zł/kg. Co więcej, brakuje odbiorców towaru nawet po tak śmiesznej cenie. Dotyczy to tzw. wolnego rynku, na którym funkcjonuje 30-40 proc. hodowców. Również ci hodowcy, którzy mają umowy kontraktacyjne zmuszani są do obniżania cen za pomocą wprowadzanych aneksów.
- Straty na poszczególnych fermach są ogromne, szczególnie, że większość z nich, zwłaszcza tych nowoczesnych, korzysta z kredytów, których nie będzie w stanie spłacić. Ponadto przetrzymywany drób powoduje zwiększenie masy towaru, którego i tak nikt nie chce. Konsumenci najczęściej nie mają wiedzy o dramacie producentów, gdyż jak wspomnieliśmy, ceny w większości sklepów tego nie odzwierciedlają – zauważa Anna Zubków.