Z kijowskiego laboratorium wynoszono fiolki z wirusami choroby Newcastle

Redakcja

- Pracownica państwowego instytutu biotechnologii w Kijowie wyniosła z laboratorium fiolki z wirusami choroby Newcastle (znanej też jako pomór rzekomy drobiu) i trzymała je w lodówce w swoim domu – informował w czerwcu 2021 portal Polsat News. To szczególnie ciekawy wątek w kontekście niedawnego pojawienia się tej choroby na terenie Polski.

 

- Była pracownica Państwowego Naukowo-Kontrolnego Instytutu Biotechnologii nielegalnie wyniosła z pracy fiolki z wirusami choroby Newcastle w ubiegłym roku, kiedy kończył się jej kontrakt - powiedziała dwa lata temu Ukraińskiej Prawdzie rzeczniczka kijowskiej prokuratury miejskiej Nadija Maksymec.

 

- Podczas przeszukania w mieszkaniu byłej pracownicy instytutu znaleziono siedem fiolek z wirusami w lodówce. Kobieta zaprzeczała, że to szczepy, ale zawartość fiolek potwierdziła ekspertyza. Szkody dla laboratorium oszacowano na 111 tys. hrywien (ok. 15 tys. zł). Maksymec przekazała, że substancje wyniesione z laboratorium są wykorzystywane podczas produkcji szczepionek. Według biura prokuratora generalnego kobieta planowała sprzedać wirusy – czytamy w informacji Polsatu sprzed dwóch lat.

 

- 13 lipca oficjalnie koło Białegostoku uznano istnienie ogniska rzekomego pomoru drobiu. Tego samego dnia ukraińskie władze wprowadziły zakaz importu z całej Polski drobiu, jaj, produktów i surowców z polskiego drobiu, tłumacząc to występowaniem w naszym kraju tzw. choroby z Newcastle. Polskie służby weterynaryjnie prowadzą postępowanie mające na celu ustalenie źródła tej choroby. Dwa lata temu na ślad wirusa trafili śledczy z Ukrainy. Jak informował wówczas portal Ukraińska Prawda, siedem fiolek z wirusem rzekomego pomoru drobiu znaleziono w domowej lodówce pracownicy instytutu biotechnologii w Kijowie. Posiadanie wirusa przez instytut naukowy jest czymś normalnym. Pozostaje pytanie, po co kobieta wyniosła wirusa ze swojego miejsca pracy? Zdaniem śledczych, były przeznaczone na sprzedaż. To oczywiste, że klienta na tego typu towar nie szuka się przez ogłoszenia w prasie czy na portalu aukcyjnym. Tak specyficzny “towar” musiał mieć konkretnego odbiorcę, który wiedział co kupuje i jak można go użyć. Pozostaje pytanie, kto i w jakim celu kupuje kradzionego wirusa choroby, powodującej gigantyczne straty w stadach drobiu? Wygląda na to, że nasze służby w toku wyjaśniania powrotu po blisko pół wieku choroby z Newcastle mają do rozpatrzenia dodatkowy ślad - czytamy w publikacji Krajowej Federacji Hodowców Drobiu i Producentów Jaj.

 


Loading comments...
Wiadomość z kategorii:

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz