Irlandczycy kontrolowali polskie ubojnie. Na rynku wołowiny Polska jest poważnym konkurentem dla tego kraju

Redakcja

Jak twierdzi Jacek Podgórski z Instytutu Gospodarki Rolnej, kontrolę w polskich ubojniach prowadził organ skrojony na wzór unijnego „NIK-u", który jest we władaniu Irlandczyków. Kraj ten jest jednym z głównych konkurentów Polski na światowych rynkach w eksporcie wołowiny z Unii Europejskiej.

 

W miniony poniedziałek na antenie Polskiego Radia 24 gościł Jacek Podgórski, dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej. Przypomnijmy, że unijni inspektorzy zakończyli audyt w polskich ubojniach i inspektoratach weterynarii. Przedstawiciele Komisji Europejskiej kontrolowali zakłady i inspektoraty w województwie mazowieckim - między innymi w Ostrowi Mazowieckiej i Wyszkowie. Jak informuje Polskie Radio, protokół z unijnej kontroli Polska ma otrzymać w ciągu 10 dni. We wtorek inspektorzy skontrolowali zakład, w którym miało dochodzić do nielegalnego uboju. 

 

- Niedobrym sygnałem jest sam fakt wpuszczenia europejskich kontroli na polski rynek. Ta kontrola miała swoisty, nadzwyczajny charakter, ponieważ była spowodowana tą jedną sytuacją, nakreśloną przez dziennikarzy. Cały problem polega na tym, kto kontrolował polski rynek bydła mięsnego. Bo to jest taki unijny "NIK". On jest tak naprawdę we władaniu Irlandczyków, którzy są jednymi z głównych rywali Polaków na światowych rynkach, jeżeli chodzi o eksport wołowiny z Unii Europejskiej - powiedział w Polskim Radiu 24 Jacek Podgórski.

 

Jak podkreślił, Irlandia stara się dorównać Polsce w wysyłaniu mięsa pochodzącego z tak zwanego uboju religijnego, głównie do Turcji. - My w ostatnim roku zwiększyliśmy eksport do Turcji o 28 procent. Turcja stała się jednym z głównych odbiorców polskiej wołowiny. To jest bardzo intratny rynek. Dlatego bardzo podejrzliwie patrzę na wszelkie tego typu kontrole. Tym bardziej kiedy gdzieś z tyłu głowy mam te prerogatywy, które mają instytucje badające takie rynki. Bo w rezerwuarze możliwych sankcji, które mogą one nałożyć na kraje Wspólnoty jest choćby wstrzymanie wewnątrzunijnego importu mięsa na nawet rok. A to oznaczałoby w konsekwencji absolutną plajtę dla polskich producentów. To się nie stało i się prawdopodobnie nie stanie, ale my musimy mieć z tyłu głowy konsekwencje – dodał gość Polskiego Radia 24.

 

Podgórski podkreślał, że winą za taki stan rzeczy i dopuszczenie do sytuacji jaka miała miejsce w Kalinowie należy też w pewnym stopniu obarczyć ministerstwo rolnictwa i Głównego Lekarza Weterynarii. Niemniej zastanawia go jeszcze jedna rzecz. - Dlaczego podobna sytuacja, która miała miejsce w Niemczech w 2018 r. przeszła w Europie bez większego echa? Dlaczego wówczas Francja nie zastanawiała się nad bojkotem tamtejszej wołowiny, dlaczego wówczas Czesi siedzieli cicho, którzy bardzo ochoczo krytykują wszelkiego rodzaju wpadki polskiego rolnictwa? Dlaczego nie mówi się głośno o wpadkach Belgów, Francuzów czy Holendrów, którzy wpuścili na europejski rynek jajka skażone fipronilem, czyli substancją zakazaną? Nie jest to dla nas usprawiedliwienie, ale należy zastanowić się w jaki sposób kształtowana jest europejska polityka rolna. Jeżeli przyjrzymy się tym branżom, które w ostatnich latach zaczęły odgrywać większą rolę na rynku wewnętrznym, ale i w eksporcie artykułów rolno-spożywczych, to zauważymy, że one rozwijają się ustawicznie bez większych problemów do pewnego poziomu. Kiedy ten poziom jest przekraczany, nagle komuś zapala się czerwona lampka i powstają tego typu sytuacje. Kuluarowo, bo nie chciałbym nikogo oskarżać, mówi się, że sytuacja, którą ukazał Superwizjer była zainspirowana przez jedną z zagranicznych firm zajmującą się produkcją bydła mięsnego i ubojem. To firma działająca na rynku polskim, ale z kapitałem zagranicznym. Nie chciałbym nikogo oskarżać personalnie, ale tego typu sytuacje oczywiście się zgadzają, bo jak wytłumaczyć fakt, że cała Europa zaczyna mówić o jednostkowym i marginalnym przypadku w skali produkcji krajowej z jednego niewielkiego powiatu. To była jedna ubojnia w Polsce, której produkcja nie przekracza nawet 0,1 proc. produkcji krajowej. Niestety jest tak, że taka jedna sytuacja potrafi zaważyć na losie absolutnie całej branży. Polskie Zrzeszenie Producentów Bydła Mięsnego szacuje, ze ta sytuacja w ostatnim miesiącu spowoduje, ze na jednym zwierzęciu rolnicy będą zarabiać pomiędzy 400 a 500 zł mniej. Poprzez to produkcja może stać się nieopłacalna – mówił Jacek Podgórski.

 

Pełną rozmowę z Jackiem Podgórskim można wysłuchać klikając tutaj.

 

Źródło: Polskie Radio 24

Loading comments...
Wiadomość z kategorii:

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz