Rolnik z okolic Otmuchowa na Opolszczyźnie i jego córka zostali skazani w procesie o przywłaszczenie blisko 900 świń. Zwierzęta należały do przedsiębiorcy, który zlecił gospodarzom tucz usługowy. Do dzisiaj nie wiadomo gdzie podziało się kilkaset tuczników. Sąd w Opolu skazał podejrzanych na dwa lata pozbawienia wolności oraz czteroletni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie tuczu usługowego trzody chlewnej. Dodatkowo kwotę ponad 525 tysięcy złotych muszą zwrócić właścicielowi stada. Rolnik i jego córka nie przyznają się do winy.
Jak informuje Radio Opole, zarzut przywłaszczenia blisko 900 świń o wartości prawie pół miliona złotych usłyszał Marian i jego córka Urszula C. - To były tuczniki rasy duńskiej, które oskarżeni mieli karmić. Zwierzęta były hodowane w gospodarstwie w okolicach Otmuchowa. Kiedy przyszło do rozliczenia, właściciel świń odkrył, że brakuje 884 sztuk. Kiedy o nie zapytał, usłyszał odpowiedź, że ich nie ma, bo może uciekły do lasu. Prokuratura w to nie uwierzyła i postawiła w stan oskarżenia gospodarza i pomagającą mu córkę – czytamy w publikacji opolskiej rozgłośni.
10 września ruszył proces w opolskim sądzie. Wg prokuratora, rolnicy przywłaszczyli sobie mienie w postaci 884 tuczników rasy duńskiej. Ich wartość nie była mniejsza niż 503 tysiące złotych. To stanowi mienie znacznej wartości, powierzone im do tuczu usługowego. Jak podaje Radio Opole, oskarżony Marian C. nie przyznał się do winy i mówił, że nie wie, co się stało ze świniami. - Nie wiem, co się stało ze świniami. Dużo zdychało. Tyle, co wzięli do 20 sierpnia 2018 roku, to było. Nie wiem, dlaczego twierdzą, że im ukradłem, bo ja twierdzę, że im nie ukradłem. Powiedziałem, że świnie uciekły do lasu, a mieszkańcy grozili mi, że mnie spalą. Było ponad 3,5 tysiąca świń, brakowało prawie 900 – powiedział oskarżony w zeznaniach prokuratorskich.
Wg przedsiębiorcy zlecającego tucz, świnie zostały wysłane do ubojni lub do dalszego tuczu. To jednak tylko domysły i tak naprawdę nie wiadomo gdzie trafiły zwierzęta. Oskarżonym Marianowi i Urszuli C. grozi do 10 lat więzienia.
W ubiegłym tygodniu Sąd Okręgowy w Opolu wydał wyrok w tej sprawie. Jak relacjonuje 24opole.pl, w toku postępowania, oskarżony Marian C. nie przyznał się do zarzucanego mu czynu oraz odmówił składania wyjaśnień, nie chciał też odpowiadać na pytania. - Nie wiem co się stało ze świniami, dużo zdychało. Nie wiem co się stało z resztą, nie sprzedałem ich nikomu. Świnie liczył kierowca, państwo T. mnie nachodzili. Powiedziałem, że świnie uciekły do lasu. Kiedy zwierzę padło, T. wzywał firmę utylizacyjną, dużo tucznika zdychało. Nie wiem jak to się stało, że nagle zginęło około 900 sztuk tucznika - sąd odczytywał wyjaśnienia oskarżonego złożone we wcześniejszym przesłuchaniu.
Oskarżona Urszula C. również podczas przesłuchania nie przyznała się do winy. Odmówiła też składania wyjaśnień. - Nie prowadzę działalności gospodarczej. Zajmowałam się kiedyś tuczem usługowym prosiąt, ale nigdy nie współpracowałam z panem Jarosławem T. Żadna z wymienionych dostaw w kwietniu nie była realizowana na teren mojego gospodarstwa. Prosiaki przyjeżdżały w nocy, nad ranem a ja ich nigdy nie liczyłam. Zwierzęta z klatek wychodziły gromadami, nie kwestionowałam ilości, które widniały na dokumentach przedstawianych przez pana Jarosława T. Czasem podpisywałam jakieś dokumenty związane z utylizacją. Nie mam żadnej wiedzy na temat przywłaszczenia tuczników - odczytywał wyjaśnienia sędzia.
Jak podaje portal 24opole.pl, Sąd Okręgowy nie uwierzył w niewinność oskarżonych. Gospodarza i jego córkę uznano winnymi zarzucanych im przestępstw i zgodnie z wyrokiem, zostali skazani na dwa lata pozbawienia wolności oraz czteroletni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie tuczu usługowego trzody chlewnej. Dodatkowo kwotę ponad 525 tysięcy złotych muszą zwrócić właścicielowi stada.
Źródło: 24opole.pl/Radio Opole