- Jesteśmy tutaj nie dlatego, że nie mamy co robić. Naprawdę jest nam bardzo ciężko. Jest coraz gorzej. Jakiś czas temu miałem kontrolę weterynarii. Przyszła do mnie pani, która po dwóch latach wróciła do pracy. Stwierdziła, że jak odchodziła, to w powiecie działdowskim było 600 gospodarstw zajmujących się hodowlą trzody chlewnej. Dzisiaj jest ich 300, a do końca października będzie 150 – mówi rolnik z powiatu działdowskiego, który dzisiaj stanął na blokadzie drogi krajowej nr 15 w Sampławie (woj. warmińsko-mazurskie).
- W ten sposób niszczy się polskie gospodarstwa, niszczy się je przepisami. Nie zniszczyło się nas piątką Kaczyńskiego, to robi się to w inny sposób. My teraz z chlewni mamy sobie zrobić szpital i realizować przepisy, które są absurdalne. Wiele z nich nic nie wnosi, a jedynie generuje koszty, które my rolnicy musimy ponosić. W tym czasie minister z premierem mówią, że dadzą nam 200 mln zł. Kto te pieniądze zobaczy? Najpierw trzeba te pieniądze wyłożyć, żeby cokolwiek zrobić. A skąd je wziąć, jeżeli cały czas jest dokładka? Nie ma skąd. Nie ma się co dziwić, że rolnicy likwidują gospodarstwa. Sam wiem co jest w mojej wsi. Za chwilę zostanie nas tylko dwóch, a było kilkunastu. Tak to wygląda w całej Polsce, a nie tylko w tym regionie. Ci, którzy na dzisiaj żyją z produkcji roślinnej też nie będą mieli łatwo, bo za chwilę nie będzie miał kto tego zboża kupić. Dlatego jesteśmy tutaj i będziemy tutaj do rana. Łatwo nie będzie, ale mam nadzieję, że wywalczymy coś dla naszych dzieci – mówił rolnik Piotr Kamiński podczas dzisiejszego protestu w Sampławie.