- Nie możemy doprowadzić do kilku czy kilkudziesięciu sztuk bydła pasących się pięknie na pastwisku i poprawiających polski krajobraz, ale trzeba myśleć o tym, jak się utrzymać na powierzchni, żeby można było produkować na rynek. Gospodarstwo mające kilka czy kilkadziesiąt sztuk może być wspaniałym gospodarstwem rodzinnym, które będzie przetwarzać, sprzedawać lokalnej społeczności swoje produkty – uważa Bogdan Konopka, Główny Lekarz Weterynarii. Urzędnik w swoim głosie podczas debaty o fermach przemysłowych dał do zrozumienia, że takie kraje jak Holandia i Dania mają duże większe problemy z koncentracją produkcji zwierzęcej.
- Nie chcę się chwalić, bo jestem człowiekiem skromnym, ale pracuję 34 lata w zawodzie. Pamiętam kołchozy, państwowe gospodarstwa rolne, gdzie następowały awarie systemów gromadzenia ścieków, kiedy to się rozlewało na okoliczne pola i jaki przeokropny był fetor z gnojowicy gromadzonej w wielkich lagunach, a zdarzały się takie sytuacje. Dzisiaj wydaje mi się, że jeżeli plan oddziaływania na środowisko jest sporządzony w sposób właściwy, z zagospodarowaniem powstających odpadów, nie ma co szukać dziury w całym. W tej chwili na przykład w Holandii jest 200 sztuk bydła na 100 ha, a w Polsce niecałe 40 sztuk. To jest obsada świadcząca o ekstensywności produkcji. Była mowa o Danii, gdzie jest 5 mln mieszkańców, a ponad 35 mln świń. I tak to trwa przez dziesięciolecia, ta właśnie intensywna, bardzo intensywna hodowla i chów świń – wskazuje Bogdan Konopka, który brał udział w dyskusji o fermach przemysłowych, która odbyła się w marcu na jednym z posiedzeń sejmowej komisji rolnictwa. - Wieś bez zwierząt staje się po prostu martwa. W tej chwili możemy tak właśnie mówić i wnioskować, że to jest nieszczęście wielkich przedsięwzięć, ale temat jest oczywiście bardzo stary. Co najmniej od 20 lat są skargi, ponieważ upadały gospodarstwa, rolnicze spółdzielnie produkcyjne i sprzedawane były działki. Później w pozostałych budynkach inwentarskich ktoś odtwarzał produkcję zwierzęcą, więc tam powstawały wielkie problemy, skargi, że właśnie ludzie umierają lub chorują z powodu odoru, którego nikt na dzień dzisiejszy nie jest w stanie zmierzyć, bo każdy ma swój subiektywny odbiór smrodu. Tak samo jak plaga owadów w warszawskim Wilanowie – nie ma produkcji zwierzęcej, a są muchy i są takie komary, że naprawdę trzeba się zamykać. Sam tego doświadczyłem, będąc kilkakrotnie w tej okolicy. Aby dzisiaj rolnik mógł być konkurencyjny w Europie, nie tylko w kraju, nie tylko w Polsce, musi mieć odpowiedni potencjał, odpowiednią produkcję zwierzęcą, żeby mógł konkurować z gospodarkami, które się rozwijają. A więc dlatego powiem w skrócie, że nie możemy doprowadzić do kilku czy kilkudziesięciu sztuk bydła pasących się pięknie na pastwisku i poprawiających polski krajobraz, ale trzeba myśleć o tym, jak się utrzymać na powierzchni, żeby można było produkować na rynek. Gospodarstwo mające kilka czy kilkadziesiąt sztuk może być wspaniałym gospodarstwem rodzinnym, które będzie przetwarzać, sprzedawać lokalnej społeczności swoje produkty. Zawsze będę stał na stanowisku, aby zachować trwałość polskiego rolnictwa – przekonywał podczas obrad komisji Bogdan Konopka.