- Kiedy zwróciłem się z apelem, by osoby, które dysponują wolnym czasem, czy to w ramach urlopu, czy wakacji, czy przy braku pracy, rozważyły możliwość pomocy rolnikom przy zbiorach owoców i warzyw, zarabiając przy tym i poprawiając swoje zdrowie na świeżym powietrzu, spotkało się to ze strony niektórych, szczególnie nauczycieli, z agresją i hejtem – napisał w mediach społecznościowych minister rolnictwa, Jan Krzysztof Ardanowski.
- To on chce byśmy poszli do pracy „u chłopów”, na polu, przy zbieraniu truskawek? Niech nas nie obraża. Nie po to się uczyliśmy, by teraz pracować jak chłop, jak rolnik. Jest to przykre, ale, niestety, potwierdza, że wielu, tych uważających się za elitę, zakompleksionych, nerwowo poszukujących potwierdzenia swojej, w ich mniemaniu, wyższej pozycji społecznej, przekonanych, że „zrobili karierę”, pogardza pracą fizyczną, pracą rolnika, ale także zapewne robotnika – napisał na Facebook'u szef ministerstwa rolnictwa. - Ile jeszcze czasu musi upłynąć, by ludzie ciężkiej pracy byli szanowani, by ci, którzy bardzo często z tej wsi pochodzą nie pogardzali nią, nie stosowali wobec jej mieszkańców dyfamacji i lekceważenia. Jak wielu, kiedy chce kogoś poniżyć, to posługuje się określeniami kojarzącymi się z wsią i rolnictwem. Takie epitety jak wiocha, wieśniak, wsiok, burak, sok z buraka, baba ze wsi, wiejski głupek, są uważane za pejoratywne i, niestety, są na porządku dziennym. Świadczą jednak nie o polskiej wsi, ale o tych, którzy, ze złej woli, czy z głupoty, lub braku kultury, choć często nawet z wykształceniem formalnym, co jednak, jak widać, nie jest synonimem mądrości, takim słownictwem się posługują. Takie to niewesołe myśli nachodzą mnie przy okazji Święta Ludowego – podzielił się refleksją minister Ardanowski.