Jaja zadeklarowane jako L-duże tak naprawdę posiadały masę odpowiadającą klasie M- średniej lub nawet S – małej. W mięsie mielonym cielęcym stwierdzono 38 proc. cielęciny oraz 62 proc. wieprzowiny, a w filecie z piersi kurczaka była zawyżona zawartość wody aż o 14,2 proc. To tylko niektóre „perełki” jakie pojawiły się w raporcie Inspekcji Handlowej, która w ubiegłym roku prowadziła kontrolę żywności. Kontrolujący w aż 54 proc. kontrolowanych produktów wykazali nieprawidłowości.
- Nawet 50 miliardów złotych – tyle rocznie Polacy wydają na jedzenie, które jest zafałszowane. Fakt dotarł do nieopublikowanego raportu Inspekcji Handlowej dotyczącego kontroli żywności w 2018 r. W ponad połowie przypadków wykryto nieprawidłowości. Sklepy sprzedają nam jedzenie, którego skład nie zgadza się w tym, co napisano na etykiecie, zdarza się że jest przeterminowane, złej jakości czy wręcz zepsute – czytamy w publikacji dziennika Fakt.
Jak informuje Fakt, inspektorzy przeprowadzili w zeszłym roku 2158 kontroli – w hurtowniach, magazynach, sklepach detalicznych targowiskach i lokalach gastronomicznych. Aż 54 proc. jedzenia wykazywało nieprawidłowości. - Najwięcej produktów o niewłaściwej jakości, w tym zafałszowanych stwierdzono w przypadku: ryb i przetworów rybnych (35,1 proc. nie odpowiadało przepisom), wyrobów garmażeryjnych (25,3 proc.), miodu (23,7 proc.), jaj (14,9 proc.) – czytamy w raporcie z kontroli za 2018 r.
Jak można przeczytać w Fakcie, eksperci twierdzą, że sytuację mogłoby poprawić powołanie nowej, wzmocnionej służby kontrolującej żywność. – Trwają prace nad połączeniem Inspekcji Handlowej i Inspektoratu Jakości Handlowych Artykułów Rolno-Spożywczych. Dobrze, by nowa inspekcja uzyskała parapolicyjne uprawienia – mówi Faktowi Andrzej Gantner dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności. - Jaja zadeklarowane jako L-duże tak naprawdę posiadały masę odpowiadającą klasie M- średniej lub nawet S – małej. W jednej partii stwierdzono „obcy, intensywny i nieprzyjemny zapach” (…) W mięsie mielonym cielęcym stwierdzono 38 proc. cielęciny oraz 62 proc. wieprzowiny, w filecie z piersi kurczaka była zawyżona zawartość wody aż o 14,2 proc. W konserwie „wołowinie w sosie własnym – kawałki mięsa o nietypowo ciemno szarej barwie, widoczne chrząstki oraz skórki” (…) W lokalach gastronomicznych sprzedawano pierogi wołowe, gdzie wieprzowina stanowiła 45,2 proc.; w kebabie baranio-wołowym nie stwierdzono baraniny lecz wołowinę i mięso drobiowe; „kaczka na gorącym półmisku” okazała się... indykiem. – czytamy w raporcie.