Organizacja prozwierzęca pozbawiła rolnika dorobku życia, a policja wsadziła go za kraty

Paweł Hetnał

Na podstawie naruszenia dobrostanu zwierząt w gospodarstwie pana Tomasza Cieślaka w gminie Parysów interweniowała grupa obrońców praw zwierząt, która w asyście funkcjonariuszy zarekwirowała wszystkie zwierzęta utrzymywane w gospodarstwie. Rolnik stracił m. in. 29 krów, w tym cielaki i 10 krów cielnych. Jak mówi gospodarz, większość z tych zwierząt trafiło później do rzeźni. Pan Tomasz twierdzi, że taka historia może spotkać dosłownie każdego, bowiem w jego oborze były niewielkie uchybienia, a takich gospodarstw na terenie kraju jest bardzo dużo. Rolnik z Mazowsza dodatkowo został skazany wyrokiem sądowym na rok wiezienia w zawieszeniu oraz zakazano mu hodowli zwierząt. Aby utrzymać rodzinę, musiał podjąć pracę na etat.

 

5 kwietnia 2017 r. do gospodarstwa Tomasza Cieślaka wtargnęli działacze organizacji prozwierzęcej w asyście policjantów. Przed posesją ustawił się sznur samochodów z klatkami, żeby zabrać zwierzęta z gospodarstwa. - Akurat wracałem z pola i zobaczyłem tych wszystkich ludzi. Pytałem jakim prawem wchodzą na moje gospodarstwo. Moja żona usłyszała, że policja chce sprawdzić ile jest utrzymywanych w gospodarstwie zwierząt. Poprosiłem o wylegitymowanie się członków tej organizacji. Ci zwrócili się do policjantów aby mnie odsunęli, bo „ten człowiek nie ma nic do powiedzenia”. Kazałem im opuścić teren, ale oni jak i policja nie reagowali. W moim gospodarstwie policja mnie trzymała abym nie wszedł do własnej obory – relacjonuje przebieg zdarzeń pan Tomasz.

 

Jak mówi gospodarz z gminy Parysów, w oborze dopadło go sześciu policjantów. - Chciałem dopuścić cielaka do krowy, a oni mnie na siłę chcieli stamtąd usunąć. Wykręcono mi ręce do tyłu i założono kajdanki. To wszystko w moim domu, na mojej ojcowiźnie. Tak załatwili rolnika, który od dzieciństwa pracuje na gospodarstwie. Trafiłem na komisariat do Garwolina na 48 godzin. Po tym czasie usłyszałem zarzuty. Później przyjechali po mnie znajomi. Byłem tak jak zerwany z pola, w gumofilcach, w ubraniu roboczym. Miałem porozrywane ubranie – mówi Tomasz Cieślak.

 

- Jak przyjechali po krowy, to wyważali drzwi obory, metalowymi prętami bili krowy i pędzili je na samochody. Nie mogłam nic zrobić, Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam do kogo się zwrócić. Dzień później w gospodarstwie pojawiła się wójt z GOPS-em. Weszli do domu, rozmawiali między sobą, a później wzięli mnie na bok. Powiedzieli, że nie mam warunków i jak mąż wróci to będzie agresywny. Rozglądali się w kuchni i patrzyli do lodówki czy mamy co jeść. To zrobili Polacy. Ograbili ze zwierząt, a męża wsadzili do więzienia. Zawieziono mnie do Warszawy z dziećmi, do mojej mamy. Początkowo chcieli mnie i dzieci zawieźć do Siedlec, do domu interwencyjnego. Wyrzucono mnie z własnego domu, w którym mieszkam od 18 lat. Nikt do dzisiaj mnie za to nie przeprosił – opowiada pani Agnieszka. Po interwencji obrońców praw zwierząt, w gospodarstwie została leciwa matka pana Tomasza z chorym bratem. - Po tych wszystkich zdarzeniach moja mama się załamała i odeszła w wieku 86 lat – mówi rolnik z Mazowsza.

 

Panu Tomaszowi zabrano łącznie 29 sztuk bydła, 71 psów i 6 kotów. Oprócz tego, iż ograbiono go z własności, to został skazany wyrokiem sądu rejonowego na karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. W trakcie interwencji w jego gospodarstwie, pan Tomasz miał kopnąć w kolano i szarpnąć za mundur posterunkowego lokalnej policji.

 

- Sąd w Garwolinie zamiatał wszystkie moje dowody pod dywan. Zasądzono przepadek zwierząt. Jak wróciłem z tego aresztu, to był szok. Nie było rodziny, obora pusta, zwierząt nie ma. Cicho jak w grobie. Zostaliśmy też bez środków do życia. Poszedłem na etat, bo z renty chorobowej bym nie utrzymał rodziny. Mam chore płuca, a zachorowałem w wyniku pracy w gospodarstwie Poza tym mam zadłużenie kredytowe – mówi Tomasz Cieślak, który przed interwencją obrońców praw zwierząt utrzymywał się z rolnictwa.

 

Co później stało się z zarekwirowanym bydłem? Wg pana Tomasza bydło trafiło do gospodarstwa w Szczecinku i zostało sprzedane dalej innemu gospodarzowi za 30-klika tysięcy złotych. - Z tego co wiem, krowy poszły na rzeźnię, a zostały tylko jałówki, które następnie i tak zostały przekazane do innego gospodarstwa. Otrzymałem zakaz utrzymywania zwierząt, tak jakbym jakoś katował te zwierzęta. Poza tym skazano mnie rokiem więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Jak to możliwe, że państwo polskie dopuszcza do takiego zła? Jak to możliwe, że te organizacje nie są nadzorowane? Oni twierdzą, że powiatowy lekarz weterynarii jest w ogóle niepotrzebny na miejscu. Taki lekarz by w życiu takiej decyzji nie podjął. Nie dostaliśmy żadnych zaleceń, żeby podwyższyć dobrostan zwierząt, nie powiedziano nam co mamy ewentualnie poprawić. To był najazd, tylko po to żeby zabrać zwierzęta. Ktoś przejął cały dorobek mojego życia. Nie dość, że zostałem okradziony, to jeszcze skazano mnie na więzienie. Mamy nagranie kierownika mleczarni, który potwierdza, że nasze gospodarstwo spełniało wymogi. Lekarz weterynarii w 2016 r. badał krowy i były zdrowe. Krowy musiały z resztą być zdrowe, bo po zabraniu ich z gospodarstwa ostatecznie trafiły do rzeźni, a ich mięso uznano za zdrowe. Moje wcześniejsze krowy, które już nie nadawały się do dalszego chowu, były dobrej mięsistości, co może potwierdzić rzeźnia do której oddawałem zwierzęta. To znaczy, że były dobrze karmione. Jedna krowa była świeżo po ocieleniu, a jeszcze 10 było do ocielenia na dniach. Jedna taka krowa jest warta co najmniej 5 tys. zł. Całość strat oceniam na 400 tys. zł. Najgorsze jest to, że to może paść na każdego. Warunki są różne w gospodarstwach,a wpadnie taka organizacja i stwierdzi, że na tyle sztuk nie może być jeden pojnik. Zdarzają się sztuki chudsze, a nie daj Bóg zdarzy się, że ciele będzie padnięte czy krowa, to od razu odbierają. Ten człowiek z organizacji prozwierzęcej, która zabrała moje bydło, jeździ po Polsce i szuka takich gospodarstw jak moje. W wielu miejscach widzę, że krowy mają o wiele gorsze warunki. U mnie dwie krowy piły z jednego pojnika, a bywają miejsca że i 30 krów pije z jednego – przestrzega pan Tomasz.

 

Artykuł powstał na podstawie nagrania rozmowy Krzysztofa Tołwińskiego z Federacji Gospodarstw Rodzinnych z poszkodowanymi rolnikami.- Rodzina została wydarta z własnego domu. Gospodarz, który próbował bronić swojej własności, został oskarżony przez jakichś funkcjonariuszy. Tomasz Cieślak został sponiewierany we własnym domu i ograbiony z własności. Jak państwo ochroniło to gospodarstwo, którego ochrona jest zapisana w konstytucji? To państwo zaatakowało tych rolników. Na jakiej podstawie hordy policji z kilku komisariatów, bez żadnej decyzji administracyjnej pojawiły się tam? Dlaczego prokuratura w trybie natychmiastowym skazuje pana Tomasza, a nie widzi nawarstwionych wokół przestępstw tych, którzy odbierali zwierzęta? Dlaczego sąd nie dopuszcza wniosków dowodowych do sprawy pana Tomasza? Dzisiaj każdy hodowca może zostać postawiony w stan oskarżenia. Gdzie jest prawo własności na polskiej ziemi? - pyta Krzysztof Tołwiński.

 

Sprawa Tomasza Cieślaka była głośna i odbiła się echem w całej Polsce. W publikacjach różnorakich mediów przedstawiany był w dużej mierze punkt widzenia organizacji prozwierzęcej. Relacje animalsów rzeczywiście mogły budzić zastrzeżenia, co do warunków w jakich były utrzymywane zwierzęta. Niemniej pan Tomasz twierdzi, że fakty były przedstawiane w sposób tendencyjny, tak by wybiórczy obraz miał przedstawiać pełne spektrum warunków utrzymania zwierząt w jego gospodarstwie. Na dowód przedstawił opinie lekarzy weterynarii, które potwierdzają, że zwierzęta były leczone.

 

- W związku z treścią materiału filmowego zaprezentowanego przez Krzysztofa Tołwińskiego zachodzi podejrzenie czynów karnych (zabór mienia, przekroczenia uprawnień i ich nie dopełnienie) jak i czynów dyscyplinarnych, wnosimy o podjęcie stanowczych kroków aby naprawić krzywdę i nie dopuszczenie do podobnych sytuacji w przyszłości. Należy zaznaczyć że zgodnie z prawem gospodarstwo produkujące mleko jest kontrolowane raz na rok przez Powiatowego Lekarza Weterynarii i zgodnie z art. 34 a ustawy o ochronie zdrowia zwierząt sprawuje nadzór nad dobrostanem zwierząt w gospodarstwach i nie tylko. Wnosimy o zapoznanie się z dokumentacją Lekarza Powiatowego w związku z licznymi kontrolami tych zwierząt. Wnosimy złożenie skargi nadzwyczajnej w tej materii do Sądu Najwyższego – czytamy w piśmie Stowarzyszenie Polskich Producentów Trzody Chlewnej "Forum Tch" skierowanym do ministra rolnictwa, ministra sprawiedliwości i rzecznika praw obywatelskich.

Paweł Hetnał
Autor: Paweł Hetnał
Paweł Hetnał – absolwent Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Wieloletni dziennikarz portali i gazet lokalnych z terenu Podbeskidzia.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Najnowsze artykuły autora:

Loading comments...
Wiadomość z kategorii:

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz