26-letni Andrzej marzy, by Święto Niepodległości obchodzić na oficjalnych uroczystościach w Warszawie. Jest młodym rolnikiem, więc prawie nigdy nie ma takiej możliwości. Gdy kiedyś wyjechał na kilkanaście godzin z grupą rekonstrukcyjną i zostawił zwierzęta same, 500-kilogramowy byk warty majątek zaplątał się w łańcuchy i zdechł. - Serce rwie do przodu, a rozum mówi zostań. Dlatego wpadłem na świetny pomysł - mówi Wirtualnej Polsce.
Na środku pola Andrzeja można wypatrzeć wielki symbol Polski Walczącej - Powstał 1. sierpnia. Chciałem być tego dnia w Warszawie, ale to tradycyjnie okres żniw. Polacy się jednoczą i spotykają pod pomnikami. Też chciałem uczcić ten dzień. Najpierw równo o godz. 17 zatrzymałem traktor i pozwoliłem sobie na chwilę zadumy. Potem wpadłem na ten pomysł. Chciałem uczcić wszystkich, którzy ryzykowali swoim życiem. W mojej rodzinie też byli Powstańcy. Wujek Stefan Białecki brał czynny udział w wielu akcjach Armii Krajowej, a w Powstaniu Warszawskim przebijał się kanałami. Inny wujek Jan Włodarczyk był księdzem i udzielał tajnych nauk. Robiąc na polu ten znak chciałem oddać im hołd. Wyrazić swoją wdzięczność za ich poświęcenie dla ojczyzny.
Widać, że praca, której Andrzej poświęcił życie, daje mu szczęście. Ma jednak żal do polskiego społeczeństwa, że źle postrzegają rolników. Wspomina, że gdy był ostatnio na małym strajku pod Łęczycą, przechodnie obrażali rolników i pokazywali im środkowy palec.- Staliśmy na poboczu i nie blokowaliśmy nawet drogi. Gdy protestują nauczyciele czy pielęgniarki, Polacy są dużo bardziej życzliwi.
Trudno nie przyznać mu racji. Również w kontekście tego, że polski rolnik zarabia za mało. 10 lat temu pszenica kosztowała 67 zł za kwintal, a chleb 1,50 zł. W tym roku pszenica znów 67 zł, ale chleb już 2.50 zł. Kto zarabia na tej różnicy? Pewnie pośrednicy. Na pewno nie rolnik. Podobnie jest z malinami. W miastach kupujemy je po 6-8 zł za pół kilograma. Rolnik w skupie dostaje 1,5-2 zł za kilogram.
To ekonomia. Ale skąd negatywne podejście społeczeństwa do gospodarzy ze wsi. Winny ma być popularny program telewizyjny "Rolnik szuka żony". - Oglądałem dwa odcinki i powiedziałem, że więcej tego nie włączę. U jednego z rolników widziałem piękne, nowe, ale przede wszystkim czyste i niezniszczone maszyny. Ponieważ mamy wspólną znajomą zapytałem ją, jak to możliwie. Ona twierdziła, że maszyny były podstawione na potrzeby produkcji.
Zdaniem młodego rolnika, takie zabiegi wypaczają prawdziwy obraz wsi.
- Przecież większość gospodarstw faktycznie ma coraz lepszy i nowoczesny sprzęt - stwierdza dziennikarz WP
- Ale to tylko nasze narzędzie pracy, a nie dobra luksusowe - odpowiada 26-latek i dodaje: Kiedyś areał obrabiało 4 rolników. Teraz musi to zrobić jeden, więc ma za to do dyspozycji lepszy sprzęt, który zastępuje ludzi. Wychodzi na to samo. Różnica jest taka, że dzisiejszy rolnik musi spłacać za te maszyny gigantyczne kredyty.
Źródło: Wirtualna Polska