W tym roku handel pszenicą może być bardzo burzliwy. Niewiele wskazuje na to, że stawki spadną poniżej dotychczasowych. Mimo, że z wielu stron kraju płyną doniesienia o kłopotach z jakością ziarna, to jednak kiepskie prognozy plonowania kukurydzy mogą powodować, że paszarnie z południa kraju będą poszukiwać innych komponentów w postaci choćby pszenicy. Paradoksalnie, pszenica na południu kraju może być w cenach portowych.
O opinię dotyczącą aktualnej sytuacji na rynku zbóż i perspektyw poprosiliśmy przedstawiciela dużej firmy skupującej płody rolne:
- Żniwa na południu się kończą, a w centrum kraju są na ukończeniu. W pola rusza północ. Jedni są bliżej półmetka w przypadku gospodarstw bardziej zmechanizowanych, inni dopiero co wjechali w pola. Na Żuławach rzepaki praktycznie są na końcówkach, albo solidnie za półmetkiem. Rolnicy zaczynają wchodzić pszenicę.
- Rozmawiałem ostatnio z wieloma rolnikami z Żuław i trudno wysnuć wnioski co do plonów czy jakości ziarna. Niemniej można było wywnioskować, że jest dobrze. Z okolic Golubia i Grudziądza słyszę głosy, że rzepaki zaczęły się od 1,8 t/ha, ale byli też dostawcy, którzy chwycili 4 tony z hektara. Rozmawiałem też z rolnikiem, który ma z 80 km do Gdańska, to u niego była dobra „trójka”, natomiast w okolicach Tczewa, to rzepak dawał 1,5-1,8 t/ha. Każda gmina, każda wioska będzie miała coś innego. Czasami lokalne zjawiska atmosferyczne decydowały o tych różnicach. Czasami ten sam rolnik, który ma pola rozrzucone na dystansie 15-20 km, może mieć na każdym z tych fragmentów mocno zróżnicowane plony.
- Jeśli chodzi o ceny, to nie ma większych zawirowań. Jest natomiast dużo głosów, że rolnicy wyprzedali rzepak, a firmy informują, że zrobiły zakupy rzepaku ponadprogramowo i kupili zdecydowanie więcej niż planowali. Rolnicy zwolnili magazyny i sypią pszenicę. Także gospodarz sprzedał rzepak, ma pieniądze i magazyn z pszenicą. Także może być tak, iż rolnicy będą próbowali grać pszenicą. Zeszły rok pokazał, że w żniwa było najdrożej i w tym roku może być powtórka z rozrywki. Teraz cena w kraju za pszenicę oscyluje w granicach 680-700 zł/t i raczej wątpię aby te ceny mogły spaść. Rolnicy nie będę teraz zbyt chętni do negocjacji, bo będą zajęci np. przygotowaniem pól do uprawy rzepaku, będzie wysiew, zaraz będzie przy tych warunkach kukurydza i będzie się trzeba trochę policytować.
- Ceny w portach prezentują się stabilnie. Przy cenach światowych raczej jakieś załamanie nie grozi. Jeśli chodzi o skalę całego kraju, to mam sygnały, że jest problem z jakością. Brakuje gęstości, wyrównania albo jednego i drugiego. Podobnie jest z opadaniem. Nie jest to jakość w pełni portowa. Także raczej na porty nie będzie można liczyć. Nie wiemy jak się zachowają paszarnie. Jeżeli nie będzie kukurydzy albo będzie jej mniej, szczególnie w regionach gdzie najbardziej na nią się liczy, czyli południe Polski, gdzie wygląda to dużo gorzej niż na północy, to na tamtym terenie, gdzie nie ma jakości pszenicy, to może tam być ona w cenach portowych. Mamy tam Cargill'a - wielkiego przetwórcę, pod Kluczborkiem mamy parę dużych paszarni, więc nie mając kukurydzy, będą szukały jakiś komponentów. Nie wiemy jak kukurydza wygląda w Czechach, na Słowacji czy na Węgrzech i czy będzie opłacalny zakup z tych kierunków. Także w obliczu małej ilości kukurydzy może być więcej chętnych na kupowanie pszenicy.
- Jedno jest pewne – na rynku zbóż z pewnością nie będzie wiało nudą. Nudno jest teraz. Wszyscy są zdziwieni, że wszyscy, jak jeden mąż, kupują w podobnych cenach. Firmy boją się wychylać, bo w zeszłym roku takie wyskoki kosztowały je dużo pieniędzy. Odbija się niektórym czkawką zakup rzepaku po 1600 zł/t w żniwa i 900 zł/t pszenicy w tym samym czasie. Rzepak sprzedali niektórzy ze stratą 70 zł na tonie, plus koszty magazynowania, czyli „stówa” na tonie w plecy, którą teraz trzeba odrobić, więc ruchy są delikatne.