Niedawno w mediach sporo było publikacji, w których ostrzegano przed gwałtowną podwyżką cen chleba. Ma to oczywiście związek z suszą, mniejszymi zbiorami zbóż i ich wysokimi cenami. Zdaniem naszego eksperta, taki scenariusz należy włożyć między bajki. Podwyżki być może będą, ale należy się spodziewać, że za zwykły, półkilogramowy bochenek chleba zapłacimy najwyżej o kilkadziesiąt groszy więcej.
- Nic tak mediów nie ożywia jak trup. Natomiast była już kilka lat temu pszenica pod 1100 zł i chleb kosztował może kilkadziesiąt groszy więcej. Później pszenica staniała o połowę, a chleb pozostał w starej cenie. Później branża piekąca tłumaczyła się większymi kosztami pracy, energii czy transportu. Wytłumaczenie się znalazło się i chleb nie staniał – komentuje te doniesienia nasz rozmówca, który prowadzi skup zbóż na terenie Wielkopolski. - Widzimy ile chleba się marnuje. Jeśliby kosztował więcej, to może mniej by go leżało przy śmietnikach. Sami czujemy, że on jest zbyt tani, ale z drugiej strony jest to produkt polityczny i medialny. Jak pokazuje się reportaże o drożejącym chlebie, to proszę się dokładnie przyjrzeć tej kobiecie co narzeka przed kamerą. W jednej torbie ma 6 bochenków chleba, a w drugiej dwie paczki papierosów i butelkę wina. Jak papierosy drożeją o złotówkę, a akcyza na alkohol 2 zł, to po prostu przerzucają się na towary z nielegalnych źródeł, albo psioczą i palą dalej. W każdym razie, nie ma wokół tego takiego szumu. Nie ukrywajmy, że najtańszą paszą jest dla człowieka chleb. Absolutnie nie wierzę, że chleb będzie kosztował 10 zł. To młyn na wodę dla piekarzy, którzy będą później mówić, że za półkilogramowy bochenek płaci się tylko 4 zł, a nie jak zapowiadano 10 zł. Pamiętam jak żyto było po 960 zł/t, pszenica dochodziła do 1100 zł/t i jakoś chleb nie kosztował 5 zł. Jak chleb zdrożeje, to też będzie rządziło prawo popytu i podaży. Nim tę kromkę wyrzucimy, to obejrzymy ją z każdej strony i jeśli będzie nieświeża, to wrzucimy ją do tostera. Kiedyś robiło się też tak, że zraszało się chleb i wkładało do piekarnika. Ludzie będą kupować chleb niekrojony, tak żeby nie wyschnął zbyt szybko. Niektórzy przypomną sobie jak się chleb kroi, żeby utrzymać go dłużej w świeżości. Chleb krojony, to z założenia pieczywo ze zmiany wcześniej. Żeby go pokroić, to trzeba go wystudzić. Taki chleb jest „napompowany”, w szczelinach hula powietrze i ten szybko wysycha. Inna sprawa jest z chlebem żytnim, który niepokrojony może przetrwać tydzień i jest smaczny. To jednak kwestia składników i inny układ skrobi. Niemniej te 10 zł, to bujda na resorach. Pamiętajmy, że udział mąki w chlebie to 15-20 proc. Pszenica musiałaby kosztować jakieś niebotyczne pieniądze, a obecnie można ją przywieźć do Polski w najwyższej jakości za 1500 zł/t - ocenia specjalista.
W branży sporo też „psioczy” się, że Niemcy, również dotkliwie cierpiący z powodu suszy, wywożą nasze plony za Odrę, a w Polsce nie ma systemu, który skutecznie budowałby rezerwe zbóż. - To fakt, nasze żyto wyjeżdża – potwierdza nasz rozmówca. - Takie jest jednak prawo rynku. Czesi w zeszłym roku sprzedali więcej rzepaku i pierwszy raz byli importerem netto tej rośliny. Na bazie różnych kontraktów został on wywieziony z tego kraju. Później okazało się, że dotknęła ich susza, rzepaku zabrakło i musieli go przywieźć. No niestety, chcieliśmy wolnego rynku. Mnie też denerwuje jak słyszę, że nasze żyto jedzie do Niemiec do wsadów do biogazowni, czy do jakiś innych dziwnych przerobów i faktycznie gdzieś to boli. Jeśli za litr spirytusu odwodnionego mają pół euro więcej, no to im się to opłaci. Jeśli u nas spirytus kosztuje 2,50 zł, a tam niech kosztuje 2 euro, no to o czym my mówimy. Problem tkwi w tym, że im się to kalkuluje robić – podsumowuje ekspert.