ASF na Podlasiu. Państwo płaci 1500 zł za utylizację jednego tucznika. W gospodarstwach ubijane są zdrowe zwierzęta

Redakcja
trzoda chlewna winie-utyliazcja-panstwo-placi-1500-zl

Wyrzucanie pieniędzy w błoto - taki zarzut pod adresem rządzących Polacy kierowali wiele razy. Wydaje się jednak, że tym razem wszystkie, nawet najgorsze, ale cenzuralne słowa to zbyt delikatne określenia. O co chodzi? O walkę z ASF na Podlasiu i "pomoc" rolnikom, którzy w swoich gospodarstwach mają zdrowe świnie, jednak nie mogą ich sprzedać ubojniom, ponieważ żaden zakład nie chce ich kupić.

Czym jest "przerost dobrostanu" nie trzeba tłumaczyć nikomu, kto miał do czynienia (choćby teoretycznie) z chowem świń. Ogólnie wiadomo, że obecnie na wschodzie Polski trzodziarze mają problem ze zbytem zwierząt, szczególnie gdy ich gospodarstwa znajdują się na obszarze objętym strefami  ASF. 

W ostatnim czasie w jednym z gospodarstw, które przestrzega zasad bioasekuracji, w którym nie ma chorych zwierząt, w chlewniach, do których nie ma dostępu nikt nieuprawniony, a więc teoretycznie wszystko jest w porządku, ubito i zutylizowano 300 świń, kilka dni później 160. Koleje tysiące zwierząt czekają w tym i innych gospodarstwach na ubój sanitarny, który zostanie przeprowadzony tylko dlatego, że w chlewniach jest za mało miejsca i dochodzi do przegęszczenia w kojcach, a rolnicy, choć bardzo chcą, nie mogą znaleźć odbiorcy.

Polskę stać na wszystko?
Rząd ma pieniądze na utylizację zwierząt. Środki te są jednak wydawane zupełnie bezmyślnie. W gospodarstwie usypia i ubija się świnie, które później trafiają do utylizacji w specjalnych zakładach. Rolnik otrzymuje za każde zwierzę rekompensatę. Łączny koszt - utylizacji i wypłaty odszkodowania wynosi 1500 zł. Normalnie rolnik otrzymałby za tucznika około 700 zł. Dodatkowo na rynek trafiłoby mięso, po utylizacji zostaje popiół. Tymczasem tylko w jednym powiecie bialskim jest kilka dużych gospodarstw, które mają problem ze zbytem świń. Zwierzęta nie są liczone w setkach, ale w tysiącach. Państwa nie stać na to, aby zapewnić rolnikom zbyt, ale stać na utylizację. Łatwo można policzyć, że w gospodarstwie, w którym w najbliższym czasie przerośnie około 1500 sztuk trzody, państwo poniesie koszty rzędu 2 milionów złotych.

Na całym Podlasiu będą to dziesiątki, a może setki milionów złotych wyrzucone w błoto, a dokładnie do zwierzęcych krematoriów, tylko dlatego, że nie ma w Warszawie nikogo mądrego, kto wpadnie na pomysł, jak pomóc trzodziarzom w zbycie wyprodukowanych tuczników - zdrowych, wolnych od ASF, a jeśli zostaną sprzedane w odpowiednim momencie, to także spełniających normy wagowe.

Rolnicy codziennie obrządzają swoje zwierzęta i traktują je tak, jakby miały trafić do ubojni, jednak coraz mniej wierzą w to, że tak się stanie. Codzienne karmienie, opieka weterynaryjna, sprzątanie pochłania ogromne środki. Na koniec właściciel tuczarni może liczyć najwyżej na rekompensatę. Satysfakcji ze swojej pracy nie ma żadnej, o zarobkach też mówić nie można. Wydaje się, że przy całym zamieszaniu związanym z ASF najwięcej zarobią firmy zajmujące się utylizacją - tylko czy aby na pewno o to chodzi w chowie trzody chlewnej?

A świenie patrzą i nie wierzą w to, co widzą!

Opracowanie: Ewa Mielnik

Loading comments...
Wiadomość z kategorii:

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz