- Nie zgadzam się z tym że większa produkcja obniża koszty. Duże hodowle to koszty dodatkowe, trzeba przecież zatrudnić ludzi i im płacić. Produkcja na dużą skalę wcale nie obniży cen żywności, podobnie jest np. z warzywami - gdy kilka lat temu było wielu drobnych producentów, warzywa były wszędzie i w dobrej cenie, dziś produkują je tylko ci najwięksi i ceny wcale nie spadają – zauważa Grzegorz Turulski członek UPEMI (Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego).
- Przez ostatnich 5 lat w Polsce zlikwidowano ponad połowę stad trzody chlewnej. Dwa główne powody to choroba ASF (afrykański pomór świń), która dramatycznie obniża sprzedaż i obciążenia finansowe, które spadły na hodowców i jeszcze pogorszyły, i tak niską opłacalność samej produkcji. Sam prowadzę gospodarstwo, bo się nie poddałem, więc mam informacje z pierwszej ręki - myślę że potrzebuję jeszcze 6 miesięcy by pokryć długi za rok ubiegły, gdy do każdego kilograma wieprzowiny musiałem dokładać 3 zł. W efekcie ci, którzy prowadzili mniejsze gospodarstwa, zlikwidowali je i znaleźli inną pracę - wyjaśnia Grzegorz Turulski członek UPEMI (Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego) w rozmowie z portalem Interia Biznes.
- Produkcja wieprzowiny spada w całej Europie, bo jej opłacalność jest na bardzo niskim poziomie. Polscy konsumenci powinni wiedzieć, że taniego mięsa już nie będzie, pochodziło ono właśnie od tych drobnych rolników i gospodarstwa rodzinnych. Nie zgadzam się z tym że większa produkcja obniża koszty. Duże hodowle to koszty dodatkowe, trzeba przecież zatrudnić ludzi i im płacić. Produkcja na dużą skalę wcale nie obniży cen żywności, podobnie jest np. z warzywami - gdy kilka lat temu było wielu drobnych producentów, warzywa były wszędzie i w dobrej cenie, dziś produkują je tylko ci najwięksi i ceny wcale nie spadają - podkreśla rozmówca Interii Biznes.
- W mojej hodowli mam prosięta z polskich gospodarstw. Zeszły rok branża przetrwała dzięki dużym dopłatom - zarówno tym, które rekompensowały utratę dochodów, jak i dopłatom do produkcji prosiąt. Mnie jedne i drugie ominęły - te pierwsze otrzymywali bowiem tylko producenci, którzy rezygnowali z hodowli lub obniżyli produkcję, gdy ja ją zwiększyłem, drugie - tylko dostawcy prosiąt tłumaczy Turulski.
- Konsumenci zaczęli oszczędzać - kupują tylko tyle ile potrzebują, starają się nie marnować żywności. Dla tych hodowców, którzy utrzymali produkcję, perspektywy są dobre, po pokryciu wcześniejszych strat jest nawet szansa, że zaczną inwestować. Ale patrząc oczami konsumenta wygląda to inaczej - taniego mięsa już nie będzie, bo jego produkcja jest bardzo droga, dziś żeby produkować trzodę, trzeba być wręcz milionerem. Wstawienie 100 sztuk prosiąt, za które trzeba zapłacić po 500 zł to razem 50 tys. zł. Do tego pasza... Żeby wyprodukować 100 sztuk warchlaka muszę dziś zainwestować 80 tys. zł. A co dopiero gdy mówimy o 1000 czy 2000 sztuk, to są potężne pieniądze. Potężne ryzyko też. Produkujemy jednak dla konsumentów - to w jakiej kondycji finansowej będą oni, decyduje o tym, w jakiej będziemy my - podsumowuje rozmówca Interii Biznes.
Pełna treść rozmowy dostępna jest tutaj.
Źródło: Interia Biznes.