Dlaczego nie mamy swojej giełdy tuczników? Takie pytanie zadaje sobie większość hodowców trzody chlewnej. Wg Janusza Terki ciągłe opieranie się na giełdach niemieckich może dawać duże pole do spekulacji, a ofiarą tego procederu są oczywiście rolnicy. - Obniżenie ceny świń o 8 eurocentów na dużej niemieckiej giełdzie, to dla hodowcy z 500 świniami strata nawet 30 tys. zł – mówi działacz z powiatu piotrkowskiego.
- Z tą giełdą niemiecką dzieją się różne dziwne rzeczy. Na kilka dni przed środową sesją, już nie pierwszy raz, docierają do nas informacje o tym jaka będzie cena. Co do ostatniej sesji mieliśmy nawet informację, że będzie to dokładnie 0,08 EUR/kg. Co więcej, rolnicy zgłaszają, że zakłady nie wysłały transportów po odbiór zwierząt zaplanowanych na środę, choć świadectwa weterynaryjne były już wystawione a ceny ustalone. Dla małego hodowcy świń, jeśli jest na etapie sprzedaży, to potężny cios i utrata całego zarobku z bieżącego rzutu. Skoro są takie przecieki, które dokładnie informują o zmianach na giełdzie niemieckiej, to trzeba sobie zacząć stawiać pytanie z czego to wynika? Takie wahania cen zmiotą z wolnego rynku małych hodowców i jeśli zostaną przy hodowli, to trafią w ramiona tuczu nakładczego. Zmierzamy tym samym do modelu hiszpańskiego, gdzie praktycznie nie ma wolnego rynku. Takim rynkiem, zdominowanym przez kilku graczy, można łatwo zarządzać – stwierdza w rozmowie z naszą redakcją Janusz Terka.
- W końcu trzeba podjąć konkretne działania, które pozwolą stworzyć polską giełdę tuczników, która nie będzie bezpośrednio zależna od Niemców i utnie spekulacje rynkowe. Być może taki podmiot mógłby powstać przy Warszawskiej Giełdzie Towarowej. Do stołu muszą zasiąść hodowcy oraz przetwórcy i trzeba wspólnie ustalić reguły gry. Nie jesteśmy przecież Maltą, tylko jednym z czołowych producentów trzody chlewnej w Europie. Tyle mówi się o Zielonym Ładzie i wsparciu małych gospodarstw. Aby utrzymać niewielkie gospodarstwa trzodziarskie, trzeba właśnie takich rozwiązań, które zapewnią stabilność i opłacalność produkcji. W pewnym sensie spekulacji nie unikniemy, tylko że nadszedł już czas żeby grać w otwarte karty – mówi działacz piotrkowskiej Solidarności RI.