Żywiec wieprzowy tani jak nigdy, ale niektórzy mają eldorado

Redakcja

- Proszę sobie wyobrazić, że dzisiaj na przykład rolnik dostaje 3,5 zł za kilogram żywca, a w naszych sklepach, w przetwórniach w ogóle nic nie staniało. Ceny są takie, jakie były przy normalnej opłacalności produkcji trzody chlewnej. Zwiększona, zróżnicowana cena jest dziesięciokrotnie, a niejednokrotnie dwudziestokrotnie wyższa w samym surowcu – alarmował niedawno w Sejmie jeden z wielkopolskich agroprzedsiębiorców.

 

- Jest taki urząd u nas w kraju, który nazywa się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów i jest tam pan prezes. Chciałem się dowiedzieć, panie ministrze, kto rozlicza ten urząd pod kątem liczby kontroli, szczegółowości kontroli oraz jakiego zakresu dotyczą kontrole? - pytał podczas styczniowego posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa Zbigniew Ajchler – poseł poprzedniej kadencji i hodowca świń. - Proszę sobie wyobrazić, a na pewno pan sprawy dotykał, że dzisiaj na przykład rolnik dostaje 3,5 zł za kilogram żywca, a w naszych sklepach, w przetwórniach w ogóle nic nie staniało. Ceny są takie, jakie były przy normalnej opłacalności produkcji trzody chlewnej. Zwiększona, zróżnicowana cena jest dziesięciokrotnie, a niejednokrotnie dwudziestokrotnie wyższa w samym surowcu. Czyli jeżeli na przykład kupujemy ziemniaki, to w hurcie rolnik dostaje 30 groszy, a w byle jakim sklepie konsument, którego chcemy ochraniać dotacjami budżetowymi czy pomocą z budżetu państwa, musi zapłacić 3–4 zł. Podobna historia jest w przypadku żywca, podobna historia jest przy wielu innych produktach, w warzywach itd. Czy to jest w porządku? Wydaje mi się, że gdyby zwrócić uwagę na nierówny układ sił, bo rolnicy nie mają wpływu na to, jak funkcjonują sieci handlowe, jak funkcjonują przetwórnie… Nie lubię nikomu zaglądać w kieszeń, ale oni w tej chwili mają eldorado. Czy to jest uczciwe? Czy to jest w interesie konsumentów? Czy ta instytucja działa w zakresie obrony praw konsumenckich i konkurencji? Chyba nie. Myślę, że można byłoby sporo zrobić na tym polu. Oczywiście nie jest winą pana ministra, że rolnicy – obojętnie jakiej branży – nie są silnie zrzeszeni w różnych związkach itd., bo związki domagają się, powiedzmy, wyprostowania sytuacji. Ale jest taka instytucja i prosiłbym o odpowiedź na pytanie – kto rozlicza tę instytucję z rodzaju i charakteru pracy? – mówił podczas ostatniego posiedzenia komisji rolnictwa Zbigniew Ajchler.

 

- Co do kwestii dotyczącej relacji rolnik–pośrednik. Niestety to pokutuje u nas od dawna i nie jest tak, że rolnik musi sprzedawać do pośrednika. Ale niestety czasami musi. To wynika z tego, że w pewnym okresie spółdzielczość w Polsce została zlikwidowana. Nie powstały grupy producenckie albo powstały w liczbie niewystarczającej do potrzeb, a możliwość ich działania też jest ograniczona, bo grupy dopiero się tworzą. Nie mają własnego wsparcia kapitałowego, w związku z tym są takie sytuacje i to jest problem naszego rolnictwa. Początku problemu należy upatrywać w latach 90., kiedy to zlikwidowano wszelką spółdzielczość jako relikt socjalistyczny. Spółdzielczość, jak widzimy, nie może się odrodzić. Spółdzielczość w rozumieniu współpracy rolników, w sensie tworzenia właśnie grup producenckich. To nie działa, nie funkcjonuje i stąd bardzo często rolnik nie ma wpływu na cenę końcową, nie ma uczestnictwa w przetwórstwie swoich produktów i funkcjonuje poprzez pośredników – wyjaśniał Ryszard Bartosik, wiceminister rolnictwa.

 

Loading comments...
Wiadomość z kategorii:

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz