Polski hodowca świń sprowadzony do poziomu parobka. To pokłosie oddania zakładów mięsnych w obcy kapitał

Redakcja

- Sytuacja jest zła i nie zmienia tego kolejna sesja niemieckiej giełdy tuczników, gdzie cena za surowiec nie chce drgnąć z poziomu 1,19 EUR/kg. W przeszłości (odległej) mieliśmy niższe stawki, to fakt, ale w relacjach do kosztów, to obecny poziom jest najniższy w historii III RP. Co gorsza, nic nie zapowiada zmiany tego trendu co najmniej do stycznia, jak nie dalej. Jesteśmy naprawdę w ciężkiej sytuacji, ponieważ do każdego tucznika, jaki się urodzi u nas w gospodarstwie, dokładamy 50-70 zł – mówi Bartosz Czarniak z Pomorsko-Kujawskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej.

 

- Nie napawają optymizmem też najnowsze dane, które informują, iż w tym roku bijemy rekordy importu warchlaka z Danii, prześcigając rolników z Niemiec. Skąd takie wartości, skoro sam tucz jest jeszcze bardziej nieopłacalny? Zapewne z polityki większych zakładów ubojowych, które w zdecydowanej większości należą do koncernów zagranicznych i chcą bazować maksymalnie na swoim surowcu. Wielu rolników, nie widząc sensu kupowania warchlaka, wchodzi w tzw. tucz kontraktowy, który gwarantuje minimalne wynagrodzenie za pracę i możliwość spłacenia kredytów związanych z budową obiektów. Tacy rolnicy, zostawieni sami sobie, często stoją pod ścianą i nie mają innego wyboru, jak przystąpić do takiego programu. Mamy tutaj pokłosie oddania zakładów w obcy kapitał. Zagraniczni właściciele, myśląc globalnie, nie interesują się rolnikiem indywidualnym, a jedynie maksymalizacją własnych zysków i sprowadzenia rolnika do roli pracownika najemnego, który nie będzie mógł nawet się przeciwstawić polityce firmy. Jedynym sposobem, na walkę z tym procederem jest konsolidacja środowisk wiejskich i wspólne działanie, tak jak ma to miejsce w Danii, gdzie tamtejsze spółdzielnie nie dość że razem produkują, to jeszcze posiadają zakłady mięsne, w tym i te w Polsce. Recepta jak widzimy jest bardzo prosta, jednakże na przestrzeni lat, gdy powstawała niejedna taka inicjatywa, zawsze pojawił się ktoś, kto dla własnych interesów wykorzystywał zapał innych i powodował upadek całego pomysłu. Spowodowało to niestety niechęć środowisk wiejskich do wspólnego działania na szerszą skalę, czego efektem jest sytuacja w której właśnie jesteśmy.

 

- W całej tej sprawie oburza wręcz też milczenie ministra rolnictwa, które zauważają sami politycy PiS-u, jak na przykład senator Józef Łyczak, który powstrzymywał rolników od wywozu tuczników pod ministerstwo i sam wysłał zapytanie o możliwość skupu świń na rezerwy materiałowe. Pytam się więc gdzie jest minister rolnictwa, który powinien stać na straży tego, aby nasze interesy były chronione? Wszak od tego jest ta funkcja. My nie potrzebujemy jałmużny, my chcemy by przepisy, które były tworzone, nie przeszkadzały nam w godnym życiu i rozwoju. Chcemy aby slogan "polski rolnik" brzmiał dumnie, a nie jak "parobek dużych zakładów". My już nie apelujemy, ale wręcz żądamy, aby człowiek, który odpowiada za rolnictwo w Polsce (a taką osobą jest właśnie minister rolnictwa), wraz ze swoimi współpracownikami zabrał się za tworzenie przepisów, które będą wspierać rozwój rodzimej produkcji, zarówno mało- jak i wielkotowarowej w rolnictwie. Miejsce jest dla jednych i drugich, bo samo działanie tzw. MOL i RHD pozwala małym gospodarstwom i przetwórcom trafiać do klienta jakościowo, ale ten, kto jest duży, niech ma możliwość produkcji opłacalnej. Jak możemy być w "Świńskim dołku", skoro nasza produkcja nie zaspokaja krajowego zapotrzebowania i musimy importować? Wiem, że jesteśmy w Unii Europejskiej i w regułach wolnego rynku przepływ materiałów i kapitału jest swobodny, ale nie raz inne kraje Europy, pokazały że mogą bronić interesów własnych obywateli, poprzez odpowiednie kształtowanie przepisów dotyczących chociażby transportu, czy też bezpieczeństwa żywnościowego. Tak np. można spojrzeć na działanie Czech wobec żywności pochodzącej z Polski. Owszem, koniec końców musieli oni otworzyć się na nas, jednakże ten czas, w którym ograniczyli import z Polski, poratował biznes lokalny). Czy my Polacy musimy zawsze patrzeć na to co zrobią inni, musimy zawsze zależeć od kogoś, kto wydaje się nam większy? Zakłady mięsne, wytwórnie pasz, handlowcy, zakłady nawozowe zbudowały swoja potęgę na nas, na rolnikach, Może w końcu pora abyśmy my pokazali swą potęgę? Nie tylko w strajku, który jest przejawem już skrajnej złości, ale właśnie w wytworzeniu poczucia wspólnoty i współdziałania – napisał Bartosz Czarniak - hodowca walczący o przetrwanie. 

 

Loading comments...
Wiadomość z kategorii:

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz