Chore zwierzęta faszerowane lekami, układ mafijny i dramaty rolników tracących majątki. Czy tak wygląda tucz nakładczy w Polsce?

Paweł Hetnał

Tucz nakładczy w Polsce nie ma dobrej opinii, ale mimo to wielu rolników nie widząc innej drogi decyduje się na wejście w ten system. W wielu przypadkach okazuje się, że już na starcie tuczu rolnik otrzymuje chore zwierzęta, które leczone są bez nadzoru weterynarii, środkami o nieznanym pochodzeniu. - Sprzedawane są rolnikom zwierzęta nie nadające się do hodowli przy zapisach umownych, w których to rolnik ponosi odpowiedzialność za padłe sztuki, co następnie obciąża jego odpowiedzialnością majątkową wobec firmy. Skutkiem takich działań jest wiele pozwów wobec ludzi wprowadzonych w błąd, a następnie przejmowanie majątków przy pomocy polskiego wymiaru sprawiedliwości – uważa Marcin Bustowski ze Związku Zawodowego Rolników RP, który dodaje, że mamy do czynienia z układem mafijnym.

 

Marcin Bustowski, przewodniczący ZZRR Solidarni, spotkał się w Wielkopolsce z rolnikami, którzy prowadzili tucz w systemie tuczu nakładczego. Jeden z rolników zdecydował się opowiedzieć o swoich doświadczeniach we współpracy z niemiecką firmą działającą na terenie Polski, z siedzibą we Wrocławiu.

 

- Średnio z jednej sztuki po trzech miesiącach tuczu mamy ok. 35 zł. Umowy są tak skonstruowane, że mamy zero decyzyjności. W sytuacji gdy jest padnięta sztuka, oni tego nie pozwalają zgłosić do powiatowego lekarza weterynarii. Z duńską firmą współpracuje firma, która nie tylko dostarcza paszę, ale też... odbiera padłe zwierzęta. W prokuraturze w tej chwili toczy się postępowanie w sprawie fałszowania dokumentacji przez lekarzy, którzy nigdy byli w gospodarstwie, a jednocześnie wystawiali zaświadczenia o stanie zwierząt – zdradza rozmówca Bustowskiego. Jak przekonuje rolnik, sprawa jest obecnie zgłoszona do prokuratury, Głównego Lekarza Weterynarii oraz do innych instytucji, które powinny coś z tą sprawą zrobić.

 

Z rozmowy przewodniczącego Solidarnych z rolnikiem wynika, iż zwierzętom utrzymywanym w jego gospodarstwie podawany jest silny środek zwany przez handlujących paszami „Ruskiem” i „Chińczykiem”. Polski hodowca nie ma dostępu do tego środka. Rusek to prawdopodobnie Metronidazol, a Chińczyk to substancja, której skład jest owiany tajemnicą. - Weterynaria zabezpieczyła te leki i wyniki tych badań nie mają prawa ujrzeć światła dziennego. Jest roztoczony swoisty parasol nad tym, tak żeby ta sprawa umarła śmiercią naturalną. Lek podawany jest jako zakwaszacz. Substancja wywołuje u świń niesamowitą agresję, uszkodzenie nerek, a nawet padnięcia. Świnie atakują się i zjadają wzajemnie – opowiada rolnik. Jak stwierdza później, w jego gospodarstwie po podaniu tych leków padło ponad 100 sztuk z 700 zwierząt. Już w pierwszej dobie po transporcie padło 10-20 zwierząt. Często bowiem okazuje się, że przywożone do tuczenia warchlaki są zarażone Salmonellą i wcale nie pochodzą z Danii, ale padają podejrzenia, że przyjeżdżają z Litwy. - W pierwszej dobie po ich przywiezieniu padłe zwierzęta zabrał przedstawiciel paszowy. Od razu po przywiezieniu mieliśmy powiadomienie w powiecie, że zwierzęta przyjechały chore i mamy utylizację całego stada. Poza tym na umowie mamy, że zwierzęta mają mieć 30 kg w momencie przywiezienia. Później okazuje się, że mają dużo mniej, a jak je zważyć, skoro prosiaki są przywożone pod osłoną nocy. Nie ma też w tym przypadku nadzoru weterynaryjnego – mówi rolnik. Dodaje, że sprawa została skierowana do rzecznika etyki zawodowej weterynarii. Jak powiedział rolnik: „rzecznik etyki zachował się etycznie, ale teraz gra na czas”. Dalej relacjonuje, że po tej aferze niemiecka firma odebrała zwierzęta utrzymywane w jego gospodarstwie. Kilkadziesiąt z nich nie weszło samodzielnie na pojazd. - Były tak schorowane i zmęczone tymi lekami, że miały uszkodzenia nóg, ropnie i one pojechały na rzeźnię. Taka wieprzowina konsumowana przez człowieka najprawdopodobniej powoduje anybiotykoodporność i sprawy związane z nowotworami – przestrzega rolnik.

 

- Firmy paszowe czerpią zysk z tego tuczu nakładczego. Gdyby świnia rosła zdrowo, to firma paszowa nie zarobi na 2,8 kg. Firma jest nastawiona aby świnia zjadła 5 kg, jak najdłużej rosła i i pracownik jest zdeterminowany żeby utrudniać rolnikowi ten tucz i wtedy firma zarobi. Przedstawiciel paszowy na wypłatę musi sprzedać odpowiednią ilość paszy, a na premię musi zrobić coś ekstra. Ja przerobiłem kilka firm z tuczu nakładczego. Zawsze po drugim tuczu działo się coś podejrzanego. Jestem w stanie przy każdym z moich dotychczasowych tuczów wskazać dwóch weterynarzy i udowodnić im fałszowanie dokumentów. Mamy dokumenty i nagrania weterynarzy, którzy przyznają się do podawania środków niedozwolonych i są to lekarze zatrudnieni przez niemiecką firmę. Przedstawiciele paszowi dowożący te leki zostali zwolnieni przez firmę paszową, a firma się odcina. Na terenie Wielkopolski jest wielu takich rolników, tylko boją się ujawnić. Co więcej firmy wpisują umowy w hipotekę. Nie robią tego dobrowolnie, ale są zastraszani. Mnie też to proponowano – mówi rozmówca Marcina Bustowskiego, od którego niemiecka firma obecnie domaga się skompensowania strat wynikających z nieudanego procesu tuczenia.

 

Jak zauważa Bustowski, to tylko jeden z setek podobnych przypadków ludzi, którzy dali się wciągnąć podobny proceder. Dlatego złożył wniosek do przewodniczącego sejmowej komisji rolnictwa o zwołanie w trybie pilnym posiedzenia poświęconego tuczowi nakładczemu w Polsce. - Ujawnione materiały przez Polskich rolników zmuszonych sytuacją ekonomiczną do prowadzenia tuczu nakładczego obrazują skandaliczny obraz rzeczywistości tego typu hodowli trzody, która wprowadzana jest na teren RP z Danii. Zgromadzony materiał pokazuje mechanizm przestępczy wprowadzania chorych zwierząt z pałeczkami Salmonelli, przy fałszowaniu dokumentacji stanu zdrowia zwierząt z Danii. Zachodzi bardzo duże prawdopodobieństwo, że mamy do czynienia z działaniami mafijnymi wprowadzania zwierząt przeznaczonych do utylizacji. Tym samym sprzedawane są rolnikom zwierzęta nie nadające się do hodowli przy zapisach umownych w których to rolnik ponosi odpowiedzialność za padłe sztuki, co następnie obciąża jego odpowiedzialnością majątkową wobec firmy. Skutkiem takich działań jest wiele pozwów wobec ludzi wprowadzonych w błąd a następnie przejmowanie majątków przy pomocy polskiego wymiaru sprawiedliwości i wyniszczanie polskich gospodarstw rolnych. Należy podkreślić, iż ujawnione w materiale leki i metody opisane przez rolnika, wskazują na przestępczy udział lekarzy weterynarii i podawanie leków jak Metronizadol bez nadzoru weterynaryjnego oraz wprowadzanie do obiegu spożywczego mięsa przetworzonego mogącego stwarzać bardzo poważne zagrożenie dla życia ludzkiego i powodować rozwój wielu chorób śmiertelnych. Jest to wynik braku budżetu na rolnictwo i gwarancji finansowych na polską weterynarię, ale również brak Agencji Bezpieczeństwa Żywności, której nie wprowadziło Prawo i Sprawiedliwość, a także brak kontroli wprowadzanej rakotwórczej żywności do marketów. Jest to kolejna afera po leżakach i pokłosie upadku polskiej weterynarii obrazujące układ mafijny – pisze Bustowski we wniosku do przewodniczącego komisji, Jarosława Sachajki.

Paweł Hetnał
Autor: Paweł Hetnał
Paweł Hetnał – absolwent Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Wieloletni dziennikarz portali i gazet lokalnych z terenu Podbeskidzia.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Najnowsze artykuły autora:

Loading comments...
Wiadomość z kategorii:

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz