Janusz Terka: Rolnicy muszą uciekać się do radykalnych działań i podawać ministerstwu wszystko jak na tacy?

Paweł Hetnał

Janusz Terka, rolnik z powiatu piotrkowskiego, stał na czele dwóch protestów do jakich w ostatnim czasie doszło pod zakładami mięsnymi w Rawie Mazowieckiej i pod Wieruszowem. Z liderem tych manifestacji rozmawiamy o szkodliwym imporcie wieprzowiny, opłacalności sprowadzania mięsa z Zachodu i przebiegu protestów oraz stosunku policji do rolników wyrażających swoje niezadowolenie. Dowiemy się także dlaczego grupa z Januszem Terką w składzie nie współdziała z Agro Unią. 

 

Rozmowa z Januszem Terką, liderem protestów rolniczych w Rawie Mazowieckiej i pod Wieruszowem:

 

Protesty w Rawie Mazowieckiej i pod Wieruszowem odbywały się pod jakimś szyldem, czy były to spontaniczne manifestacje rolników?

 

- Zasadniczo jesteśmy zrzeszeni w Związku Zawodowym Rolników Indywidualnych „Solidarność”. Władze Związku są jednak w niekomfortowej sytuacji. To organizacja, w której czołowe funkcje pełnią osoby związane aparatem państwowym. Także osoby, które protestują na ogół są zrzeszone w Związku, ale jego kierownictwo oficjalnie nie ma stanowiska jeśli chodzi o nasze protesty.

 

 

Dlaczego padło akurat na te dwa zakłady mięsne?

 

- Z naszych informacji, które posiadaliśmy, wynikało, że tam jest faktycznie towar typowo zachodni. Przypomnę jednak, że pierwszy nasz protest odbył się nieco wcześniej na drodze krajowej nr 12. Już wówczas zasygnalizowaliśmy problem, że jest problem w sektorze trzody chlewnej i w ogóle w rolnictwie, a później pokazaliśmy konkretnie gdzie naszym zdaniem jest „pies pogrzebany”. W tym konkretnym przypadku nie chodzi o te zakłady, o tych właścicieli, ale o sam proceder sprowadzania. W tej chwili zdaniem rolników tylko niewielka grupa zakładów przetwórczych w Polsce korzysta wyłącznie z surowca polskiego. Większość zakładów produkuje z surowca zachodniego. Z tego właśnie wynika powstały kryzys.

 

 

W relacjach z manifestacji podnoszono, iż surowiec do zakładów przyjeżdża m. in. z Belgii i Holandii. Jakim cudem opłaca się tym przedsiębiorstwom ściągać mięso z Zachodu, skoro koszty produkcji są wyższe niż w Polsce, a do tego dochodzą koszty transportu?

 

- Nie wiemy po ile ten towar jest kupowany. Jeżeli teraz, za te całosamochodowe dostawy rolnicy dostają 4 zł/kg, a zakład sprowadza towar z miejsc oddalonych o kilkaset kilometrów, a czasami nawet grubo ponad tysiąc, to logicznym jest, że ten przywożony z zagranicy musi być dużo tańszy. Są tylko dwie możliwości: albo towar jest niskiej jakości, albo to co przyjeżdża z Zachodu do Polski jest dotowane. Zakłady dotychczas kierowały się głównie giełdą niemiecką, gdzie w przeliczeniu na złotówki stawka za żywiec wynosi ok. 4,70 zł/kg, a u nas przy dostawach powyżej 100 sztuk można dostać 4 zł/kg. Przy mniejszych dostawach można dostać 3,30-3,60 zł/kg. To pokazuje, że na rodzimym rynku dostępny jest surowiec wysokiej jakości, tańszy od niemieckiego. To przecież w Niemczech wyznaczało się dotąd trendy cenowe na rynku europejskim. Mimo tego zakłady nie biorą naszego towaru, choć odpadają im wysokie koszty transportu. Skoro tam tucznik jest droższy, to jak to jest możliwe, że stamtąd opłaca się przywozić surowiec?

 

Wracając do manifestacji w Rawie Mazowieckiej i pod Wieruszowem, miały one rożny przebieg. W czasie drugiego zgromadzenia było dużo spokojniej. Z czego to wynikało?

 

- Wynika to z zachowania właścicieli zakładów. Duże znaczenie ma również podejście policji. W Rawie Mazowieckiej nieumundurowany policjant zaatakował rolnika. To że policjant wyrwał ten kanister rolnikowi, to nikt nie ma pretensji. Jednak to w jaki sposób później został potraktowany ten człowiek, to woła o pomstę do nieba. Dużej postury, nieumundurowany policjant, bierze drobnego mężczyznę, rzuca go o maskę samochodu, a następnie wrzuca go do niego. Dodam, że policjant nie wylegitymował się i wyglądał jak normalny zbir. Przyszedł, zabrał, zaatakował i wepchnął chłopa do samochodu. To było na samym początku protestu. Odczytaliśmy to jako sygnał, że policja nie będzie łagodna w stosunku do nas. Nikt z kierownictwa zakładu jak i ministerstwa rolnictwa nie chciał rozmawiać z rolnikami. Kompletnie nikt. My nie domagaliśmy się przyjazdu premiera czy ministra jak to było na autostradzie A2. My domagaliśmy się obecności osoby, która byłaby nam w stanie odpowiedzieć dlaczego mamy problemy ze zbytem i z czego wynika różnica cen. Chcieliśmy poznać stanowisko służb, które teoretycznie już od kilku dni kontrolowały zakłady, żeby nam powiedziano jak wygląda procedura kontroli. Nikt nie chciał z nami rozmawiać, zignorowano nas. Dlatego postawiliśmy warunek, że jeśli w ciągu godziny nie zmieni się podejście właściciela zakładu i ministerstwa, to idziemy na S8. Godzinę czekaliśmy na jakiś sygnał i nie było żadnego odzewu. Dlatego wyszliśmy na S8. Uprzedziliśmy o tym ministerstwo rolnictwa i policję. Pod zakładem byliśmy spokojni. Jeżeli właściciel zakładu wyszedłby do nas, to nie byłoby tematu. Samochody mogłyby spokojnie wjeżdżać i wyjeżdżać. Poprosiliśmy funkcjonariusza policji, by ten poszedł do szefa zakładu i zasygnalizował mu, że powinien wyjść. Policjant wrócił po kilku minutach i poinformował, że właściciele nie wyjdą do rolników. Z ministerstwa też nie było żadnych wieści, dlatego wyszliśmy na S8. Później nie było woli współpracy ze strony policji. Gdy maszerowaliśmy do S8 i dotarliśmy do blokady policyjnej, to wstępne ustalenia były takie, że my schodzimy z S8 i mamy możliwość przemieszczenia się w kierunku Warszawy. Tzn. oczekiwaliśmy możliwości podstawienia autobusów i udania się do stolicy. Dlatego zeszliśmy na parking, aby już nikomu nie utrudniać życia. Gdy już opuściliśmy drogę, to zostaliśmy otoczeni i zażądano od nas dokumentów. Nie chcieliśmy ich okazać, bo od początku współpracowaliśmy z policją. Wszystko było ustalone od samego początku z policją. Na S8 nie weszliśmy sobie ot tak. Wszystko było skonsultowane. Policja miała godzinę żeby się na to przygotować. Wracając do sytuacji jaka spotkała nas na parkingu. Z Piotrkowa Trybunalskiego przyjechał do nas samochód z gorącymi napojami. Policja nie pozwoliła skorzystać nam tej możliwości, nie dopuszczono do nas tych osób, które chciały nas poczęstować kawą czy herbatą. Na parkingu staliśmy długo, bo dostaliśmy ultimatum od komendanta policji, że jeżeli rolnicy, którzy są pod zakładem puszczą zatrzymaną ciężarówkę, to my bez okazania dokumentów opuścimy ten parking. Nie mogliśmy się na to zgodzić. Co takiego ważnego było w tym samochodzie? Przecież rolnicy nie chcieli go otwierać, tylko chcieli aby odpowiednie służby przyjechały i skontrolowały to auto.

 

Do kontroli jednak ostatecznie doszło...

 

- Owszem, po kilku godzinach przyjechał zastępca lekarza krajowego. Samochód został otwarty, ale na zakładzie. Okazało się, że były to półtusze belgijskie. Na sam koniec, jak już zostało kilkudziesięciu rolników, to duża ilość ciężarówek zaczęła wjeżdżać na zakład. Jeden samochód naszym zdaniem był bardzo podejrzany, bo miał wycieki z chłodni i nieprzyjemny zapach. Zainterweniowaliśmy aby policja się tym zajęła i zatrzymała auto, odsunęła wszystkich rolników na kilkadziesiąt metrów. Później nie mieliśmy już możliwości domagania się szczegółowej kontroli.

 

Pod Wieruszowem jednak nie doszło do eskalacji.

 

- Tutaj było zupełnie inne podejście policji i właściciela zakładu. Były drobne incydenty, ale w grupie kilkuset osób zawsze u kogoś górę wezmą emocje. Było tam sporo ciężarówek, wśród nich transport z Holandii. Nam nie chodziło o to, by ten zakład stał 20 godzin czy nie wiadomo ile. Po protestach na drodze krajowej nr 12 do ministerstwa rolnictwa pojechała delegacja hodowców z powiatu piotrkowskiego. Pewne rzeczy ustalono, ale później i tak doszło do blokad autostrady A2 przez Agro Unię i waszej w Rawie Mazowieckiej. Chcieliśmy wziąć jedną ciężarówkę i udowodnić, że wjeżdża towar z zagranicy. Udowodniliśmy tam, że nie chodzi nam o zakład, tylko to co na zakład wjeżdża. Ciężarówki z surowcem polskim zostały przepuszczone.

 

O czym jeszcze będziecie dyskutować ze stroną ministerialną? W piątek ma dojść do kolejnego spotkania z waszą delegacją.

 

- Rozmawiać będziemy i rozmawiać trzeba. W tym wszystkim chodzi jednak o to, żeby to nie były czcze rozmowy. Owszem, rolnicy z woj. łódzkiego pojechali do ministerstwa w ramach protestu w Przygłowie na krajowej dwunastce. Część rolników pojechała do Warszawy, a reszta pozostała na drodze. Ja akurat byłem w grupie, która pozostała na blokadzie. Byliśmy tam po to, aby nasza delegacja w resorcie rolnictwa miała w końcu jakieś argumenty. To nie były przecież pierwsze rozmowy w ministerstwie. Dotychczas to były tylko i wyłącznie obietnice, które nie miały pokrycia. Nam nie chodzi o obietnice, ale o konkretne działania. Zauważamy, że minister bardzo dużo rozmawia z różnymi organizacjami, z różnymi związkami rolniczymi. I bardzo dobrze. Powinien jednak prowadzić więcej działań i wtedy nie musiałby tyle czasu poświęcać na te rozmowy. Nie wystarczy rozmawiać, trzeba działać.

 

Ktoś obserwujący z boku całą sytuację mógłby wskazać, że minister m.in. zakazał importu wieprzowiny i żywych świń z czerwonych stref ASF. Także trzeba przyznać, że jakieś działania zostały podjęte.

 

- Proszę jednak zwrócić uwagę, że byliśmy miesiąc temu u ministra Ardanowskiego na spotkaniu i sygnalizowaliśmy, że jest bardzo duży problem z importem surowca z Zachodu. Nie można ciągle się zasłaniać przepisami unijnymi. Jak rolnicy zaprotestowali, to faktycznie okazało się, że z Litwy, ze strefy czerwonej, sprowadzane jest mięso i jest wszystko w porządku. Do tego jadą półtusze z Belgii. Rolnicy muszą uciekać się do radykalnych działań i podawać wszystko jak na tacy? Przecież są służby, które wiedzą o każdym kilogramie mięsa wjeżdżającym do Polski.

 

Jeśli kolejne rozmowy nie przyniosą oczekiwanych przez rolników efektów, to jakie będą dalsze kroki z waszej strony?

 

- Jak zaczynaliśmy protest na krajowej 12, to był tylko powiat piotrkowski. Z innych rejonów Polski pojawiły się małe grupki, delegacje. Informacja o proteście pod Wieruszowem i o tym gdzie on się odbędzie, została podana dosłownie kilka godzin przed wyjazdem. Wszyscy zdołali się zmobilizować. Tam byli rolnicy z trzech województw. Jest nas coraz więcej i liczymy na rozwiązania realne, a nie wirtualne jak w tej chwili. Jeżeli nic się nie zmieni, to będziemy konsekwentnie podejmować następne kroki. Zobaczymy jak będą przebiegały piątkowe rozmowy w ministerstwie.

 

Nie wydaje się Panu, że kluczowe dla powodzenia tego typu inicjatyw jest to, by rolnicy działali jako jeden organizm i występowali wspólnie w swoich sprawach. Agro Unia i Michał Kołodziejczak idą swoją ścieżką, a wy swoją. Czy nie powinniście stanowić monolitu?

 

- Jak najbardziej, uważamy że trzeba mówić jednym głosem. Nieważne czy ktoś jest z Unii Warzywno-Ziemniaczanej, Samoobrony czy Solidarności. To nie powinno mieć znaczenia, bo problemy mamy te same. Jeśli chodzi o pana Kołodziejczaka, to jesteśmy z podobnego rejonu, bo z woj. łódzkiego. Cały czas jesteśmy gotowi do współpracy, tylko do tanga trzeba dwojga. Kilkakrotnie podjęliśmy próby nawiązania kontaktu w celu zawarcia współpracy. Nam się dobrze układają stosunki z rolnikami, którzy są członkami Agro Unii. Przecież część naszych rolników pojechała na A2, a rolnicy zrzeszeni w Agro Unii przyjeżdżają na nasze manifestacje. To są nasi koledzy. Jeżeli jednak chodzi o zarząd Agro Unii, to on nie traktuje nas jako partnera, ale jako konkurencję i to jest podstawowy błąd. Nie jesteśmy żadną konkurencją i z naszej strony jest dobra wola, tylko druga strona nie jest zainteresowana. Szkoda, że tak jest. Nie rozumiem co stoi na przeszkodzie, abyśmy połączyli siły i wspólnie podziałali dla polskiego rolnictwa. Jeśli każdy będzie sobie skrobał swoją rzepkę, to nie przyniesie to efektu. Aktualnie rolnicy są porozbijani po różnych organizacjach, a jeśli ministerstwo miałoby do czynienia z monolitem, to wszystko by zupełnie inaczej wyglądało.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał: Paweł Hetnał

Zdjęcie: zrzut z relacji wideo Głosu Rawy Mazowieckiej i Okolicy (FB)

 

Paweł Hetnał
Autor: Paweł Hetnał
Paweł Hetnał – absolwent Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Wieloletni dziennikarz portali i gazet lokalnych z terenu Podbeskidzia.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Najnowsze artykuły autora:

Loading comments...
Wiadomość z kategorii:

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz