Rolnicy z Wielkopolski nie chcą być parobkami zachodniego kapitału

Paweł Hetnał

Wczoraj licznie zgromadzeni w Sali Kolumnowej Sejmu rolnicy z Wielkopolski oczekiwali jasnych deklaracji ze strony ministra rolnictwa dotyczących interwencji na krajowym rynku trzody chlewnej. Nie doczekali się ani ministra, ani konkretnych rozwiązań w tej dramatycznej sytuacji dla producentów świń. Wychodząc z sali nie ukrywali rozgoryczenia, ale jednocześnie zapowiadali dalszą walkę, bowiem nie zamierzają zostać parobkami we własnym kraju, podczas gdy „inne państwa w sposób magiczny bogacą się, zanieczyszczają nasze środowisko, a my z konieczności to akceptujemy”.

 

Konferencję w Sali Kolumnowej Sejmu, odbywającą się w ramach posiedzenia komisji rolnictwa, rozpoczął wykład prof. Andrzeja Kowalskiego, który opisał aktualną sytuację na rynkach światowych. Kolejny prelegent, prof. Aldona Skarżyńska, wyjaśniała zebranym jak efektywnie prowadzić hodowlę. - Dzisiaj mam wrażenie jakbyśmy byli na szkoleniu. Jakbyśmy nie wiedzieli jak wygląda sytuacja pod względem kosztów produkcji. Ceny jakie otrzymujemy są nieadekwatne i wszystko wykazujemy na minusie. Sytuacja jest dramatyczna. Dzisiaj to już nie jest krzyk rolników, tylko wielki płacz. Jestem dumny, że jestem polskim rolnikiem, mam polska hodowlę i polską genetykę, ale jak długo można? Ile możemy wytrzymywać? - pytał rozgoryczony Grzegorz Majchrzak, prezes Wielkopolskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej.

 

Licznie zebrani rolnicy z Wielkopolski domagali się m. in. ograniczenia importu taniej wieprzowiny i żywca z Belgii. W ich opinii Belgowie proponują dumpingowe ceny. Z drugiej strony, dr Krzysztof Jażdżewski, zastępca Głównego Lekarza Weterynarii, przestrzegał przed takimi ruchami, bowiem taka metoda to miecz obosieczny i podobne działania mogłyby wykonać kraje kupujące od nas wieprzowinę. Rolnicy odpierali, że eksportem zajmują się głównie firmy z zachodnim kapitałem i produkujące w systemie tuczu nakładczego, który również służy zachodnim koncernom. Podnoszona była też kwestia ASF i nieudolnej walki z wirusem. Rolnicy zastanawiali się również dlaczego skarb państwa nie szykuje się do zakupu zakładu Pini Polonia, ale poprzez państwowe organy zezwala na wciągniecie go do ogromnej, międzynarodowej korporacji. Wszak resort rolnictwa, wraz z premierem rządu, zapowiadali powstanie państwowego holdingu spożywczego. Wiceminister Tadeusz Romańczuk natomiast zachęcał do zrzeszania się hodowców w grupy producenckie i spółdzielnie oraz tworzenie zakładów przetwórstwa, które mogłyby dać opór zmieniającej się dynamicznie sytuacji rynkowej. Podzielał większość ich obaw, ale zasadniczo nie padły ze strony ministerialnej żadne konkretne propozycje rozwiązania obecnej, trudnej sytuacji krajowych producentów trzody chlewnej.

 

Już na sam koniec posiedzenia komisji rolnictwa, gdy wielkopolscy hodowcy opuścili Salę Kolumnową, o podsumowanie przebiegu posiedzenia pokusił się poseł Zbigniew Ajchler. - Dzisiaj rolnicy z Wielkopolski zostawili swoje gospodarstwa, swoje obowiązki, rodziny i wracają po tym dzisiejszym posiedzeniu zawiedzeni nieobecnością ministra konstytucyjnego, Jana Krzystztofa Ardanowskiego, który obiecał, że będzie. Chcieli osobiście przekazać panu ministrowi jak przedstawia się sytuacja w ich zagrodach i jak oni odbierają sytuację na rynku, jakie czują zagrożenia. Dodatkowo zmagają się z suszą, która najbardziej dotknęła Wielkopolskę i zdrenowała kieszenie rolników. Rolnicy w Wielkopolski, z regionu o największej koncentracji hodowli trzody chlewnej w Polsce, patrzą ze strachem jak w sposób lawinowy rośnie import z krajów ościennych, który sięga już miliona ton wszystkich produktów, a patrząc na dane z dzisiejszej konferencji, ok. 7,7 mln warchlaków i prosiąt zostanie zaimportowanych w tym roku do Polski, jeśli podwoimy statystyki z pierwszego półrocza. Ten import jest nie tylko elementem strachu polskich rolników, ale też rozwiązuje problemy Danii, jeśli chodzi o ochronę środowiska i nie ma nic wspólnego z normalną sytuacją. Tam też jest opór społeczeństwa, która nie chce tak daleko idącej maksymalizacji produkcji. Są przecież najlepsi jeśli chodzi o produkcję trzody chlewnej, norek i nie są kopciuchami jeśli chodzi o bydło czy inne produkcje zwierzęce. Także jest granica wytrzymałości tego niewielkiego państwa, które narzuca naszemu krajowi skrajne reżimy, a my przyjmujemy te dyktatury, co wpływa na naszą pozycję jako producentów trzody chlewnej. Ministerstwo ma precyzyjną wiedzę w tym zakresie, bo my takową przekazujemy ministerstwu.

 

Myślę, że minister Ardanowski ma ogromną wiedzę i ma odpowiednie instrumenty do potwierdzania tych wiadomości, a jednak naszym zdaniem unika podejmowania wiążących decyzji. Rolnicy oczekiwali i oczekują od pana ministra podania na jakie konkretne działania mogą liczyć. Byli pełni nadziei, że dzisiaj pojadą do domu z czymś wartościowym, z jakimś rozwiązaniem. Odjechali niestety z niczym. Nie jest ich winą, że mamy totalny brak rodzimego przetwórstwa dla polskiego rolnika posiadającego trzodę chlewną. Państwo polskie sprzedało zakłady i nie ma sensu mówić kogo to wina, mniejsza lub większa. Te zakłady wyrosły w tym kraju i robiły zyski dla naszego państwa przez dziesiątki lat i po prostu pozbyto się tego cennego elementu. Będzie wykup zakładu Pini Polonia, czy nie będzie? Z jednej strony jest deklaracja, że idziemy w kierunku dużego przedsiębiorstwa państwowego, holdingu spożywczego, a z drugiej strony jest zgoda zgoda państwowego UOKiK na przejęcie firmy przez Smithfield Foods - największego koncernu trzodowego na świecie. Jak mamy to rozumieć? Co minister może, a czego nie może? (…) Z materiałów jasno wynika, że gospodarstwa, które posiadają ponad tysiąc sztuk trzody są najbardziej efektywne, a one są niedofinansowane i wykluczone jako beneficjenci PROW w ramach programu modernizacji gospodarstw. (…)

 

Będziemy bardzo często na posiedzeniach komisji wprowadzać dział trzody chlewnej, który przez lata był chlubą polskiego rolnictwa. Szczyciliśmy się produkcją na bardzo wysokim poziomie. Byliśmy eksporterami netto, a w tej chwili jesteśmy importerami na minus. Chcemy wiedzieć, czy minister będzie rozwiązywał nasze problemy, czy musimy radzić sobie sami jak to było do tej pory. Chcemy to wiedzieć od konstytucyjnego ministra, który był współautorem i pomysłodawcą dzisiejszego posiedzenia. Czasy się zmieniają, zmieniają się także gospodarstwa w krajach unijnych. Musimy się dostosowywać i tworzyć ustawy, które nie będą nas ustawiały w pozycji kopciucha tylko ulokują nas w pozycji partnera. Ciążą nam niestety jeszcze elementy systemu komunistycznego. Nie da się tego nadrobić w ciągu krótkiego czasu. Mamy diagnozę, ale chyba za dużo diagnozujemy, wskazujemy winnych, a za mało jest odważnych decyzji, za którymi idą pieniądze. Brakuje męskich decyzji. Moje trzy lata pracy w parlamencie nacechowane są jedną rzeczą: PiS chce rozwiązać problemy, robi złudne nadzieje, a kiedy dochodzi do sytuacji gdy trzeba położyć pieniądze na konkretny projekt i działania, to wtedy wycofuje się, sprawiając wrażenie, że rzeka pieniędzy płynie na polską wieś. Ludzie w mieście, którzy oczekują tańszej i bezpiecznej żywności mają prawo bać się, że tak nie jest. Rolnicy z Wielkopolski są zawiedzeni, ale wychodząc z sali zapowiedzieli, że będą walczyć o swoje prawa, gdyż nie chcą być we własnym kraju parobkami, podczas gdy inne państwa w sposób magiczny bogacą się, zanieczyszczają nasze środowisko a my z konieczności to akceptujemy. Ze strony wielkopolskich rolników nie ma i nie będzie na to zgody – zadeklarował poseł Ajchler.

Paweł Hetnał
Autor: Paweł Hetnał
Paweł Hetnał – absolwent Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Wieloletni dziennikarz portali i gazet lokalnych z terenu Podbeskidzia.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Najnowsze artykuły autora:

Loading comments...
Wiadomość z kategorii:

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz