- Ceny bydła rzeźnego to masakra. Teraz stawki znowu poleciały. Wcześniej było źle, ale teraz to jest katastrofa. Rząd ogłosił wsparcie, ale wnioski ruszą dopiero we wrześniu. Do tego czasu to nie będzie komu dawać tej pomocy. Coraz więcej rolników z mojego regionu rzuca produkcję bydła mięsnego, bo to nie ma sensu. Na dodatek znajdujemy się w fazie sezonowych spadków cen skupu bydła. Już od dawna nie wychodzi się na zero, ale teraz to trzeba solidnie dołożyć do interesu – mówi Tomasz Zawadzki, wiceprezes Podlaskiego Zrzeszenia Producentów Bydła.
- Niestety, ale padną hodowle rasowego bydła mięsnego, które już raczej nie powrócą do produkcji. Odbudowa stada może trwać nawet kilka lat. Trzeba zachęcić tych hodowców w jakiś sposób aby pozostali na rynku. Pomoc jest potrzebna na już. Miał być skup interwencyjny wołowiny, ale wygląda na to, że to nie wypaliło. Nie wiem co robić, czy strajkować, czy blokować? Nie mam pojęcia – mówi Tomasz Zawadzki.
- Wcześniej uderzyła w nas afera z leżakami w Kalinowie, a teraz dobija nas koronawirus. Wysłaliśmy już jakiś czas temu do ministra rolnictwa pismo z prośbą o wsparcie producentów wołowiny, ale nie otrzymaliśmy konkretnej odpowiedzi - masło maślane. Co gorsze, nie ma się na co przerzucić. Ja miałem kiedyś produkcję mieszaną z trzodą chlewną. Zrezygnowałem, bo był ASF. I z czego żyć? Dwa lata temu za byka można było dostać około 14 zł/kg w wadze bitej ciepłej. Teraz jest to 11 zł/kg. Nie wiem czy w końcu rząd zauważy naszą sytuację. Za niedługo może być za późno na podjęcie jakichkolwiek działań. Ja utrzymuję jeszcze swoje stado, około 80 sztuk, ale żałuję. Człowiek zawsze liczy na poprawę sytuacji i niestety się zawodzi. Przy tych cenach, jakby policzyć wszystkie koszty z zakupem cielaka, bez mojej robocizny, to dopłacam dobrze ponad tysiąc złotych do sztuki. Nie wiem do czego to zmierza. Jeśli zabraknie wołowiny z Polski, to skąd ona przyjedzie? Z Brazylii? - pyta wiceprezes Zrzeszenia.