Ograniczenia związane z koronawirusem spowodowały w Niemczech załamanie popytu na wołowinę. Za czarno-białe byczki na opas niemieccy rolnicy otrzymali w maju zaledwie 36 euro. Jałoszki oddawane są niemal za darmo.
Ceny cieląt w Niemczech są katastrofalne już od pewnego czasu. W czerwcy wzrosły nieznacznie, jednak ich poziom wciąż daleko odbiega od rozsądnych kwot pokrywających koszty hodowli. Za samą opiekę weterynaryjną rolnicy płacą przynajmniej 50 euro.
Sytuacja raczej nie poprawi się w ciągu najbliższych kilku tygodni i miesięcy.
Dramatyczny spadek ceny bydła rzeźnego jest związany z pandemią koronawirusa.
Zamknięcie lokali gastronomicznych spowodowało załamanie popytu na cielęcinę i wołowinę ogółem. Wielu hodowców zrezygnowało z zakupu cieląt na opas i zrobiło przerwę, aby uniknąć strat.
„Ciężko przewidzieć, kiedy ceny tuczu bydła wzrosną” - mówi Albert Hortmann-Scholten, ekspert rynku w Izbie Rolnictwa Dolnej Saksonii.
Jednak cielęta stale przychodzą na świat w gospodarstwach mlecznych, a połowa z nich to byczki. Nadmierna podaż cieląt rośnie, a wielu producentów mleka nie wie, co zrobić z cielętami.
Jednocześnie koszty weterynaryjne i paszowe znacznie przekraczają wpływy. Federalne stowarzyszenie rolników z Kassel obliczyło niedawno, że cielę, które jest sprzedawane w wieku trzech tygodni, kosztuje około 150 do 200 euro. Wlicza się w to koszty stałe i koszt paszy, godziny pracy oraz koszt inseminacji krowy.
Ceny za cieliczki, które nie są potrzebne do chowu, są jeszcze niższe niż w przypadku byczków. Za cieliczki na północnym zachodzie płaci się od 1 do 15 euro za zwierzę.
Niektórzy handlowcy mają nawet podobno pobierać opłaty od rolników za samo zabieranie cieliczek.
Rolników nie ratuje również sprzedaż cieląt do firm znajdujących się w innych krajach europejskich. Ten kanał został poważnie zakłócony przez ograniczenia związane z koronawirusem.
„Wiele gospodarstw mlecznych sprzedaje swoje cielęta za pośrednictwem dealerów w Holandii”, mówi Matthias Kohlmüller z Rolniczego Towarzystwa Informacji Rynkowej (AMI). Istnieją firmy specjalizujące się w tuczu cieląt. „W ciągu ostatnich kilku lat średnio od 9 000 do 10 000 cieląt jeździło co tydzień z Niemiec do Holandii”, mówi dr. Frank Greshake z Izby Rolnictwa Nadrenii Północnej-Westfalii.
Jednak obecnie eksport utknął w martwym punkcie z powodu koronawirusa. Ponadto rolnicy skarżą się, że niektóre urzędy weterynaryjne nie wydają już zezwoleń na przewóz cieląt do innych krajów UE.
Jakby sytuacja nie była już wystarczająco zła, w niektórych regionach Niemiec pojawiły się ostatnio problemy związane chorobą niebieskiego języka (chorobą zakaźną bydła zwalczaną z urzędu), które wpływają negatywnie na marketing niemieckiego mięsa.
Na podstawie:
Agrarheute