Ognisko grypy ptaków na Mazowszu. Pogłębia się kryzys w branży drobiarskiej

Redakcja

Kolejny atak grypy ptaków w Polsce. Tym razem wirusa wykryto w województwie mazowieckim w powiecie siedleckim, na fermie indyków. - Stosowne kroki i procedury przewidziane prawem wdrażają lokalne służby weterynaryjne. Tak spora odległość między pierwszym i drugim ogniskiem grypy ptaków w naszym kraju w tym sezonie jesienno – zimowym sugeruje, że powinniśmy w najbliższych dniach oczekiwać kolejnych zgłoszeń występowania HPAI na terenie kraju – alarmuje Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz.

 

- Kolejny przypadek grypy ptaków w Polsce oznacza pogłębienie kłopotów polskiego drobiarstwa, które i tak jest w złym stanie ze względu na epidemię koronawirusa. Ucierpi głównie nasz eksport. Już niektóre kraje trzecie wstrzymały import produktów drobiarskich z Polski. Należy oczekiwać dalszych restrykcji handlowych – mówi Katarzyna Gawrońska, dyrektor Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz.

 

Osiem na dziesięć eksportowanych z Polski kilogramów drobiu trafia do Unii Europejskiej, która w przypadku grypy ptaków wstrzymuje import drobiu jedynie z relatywnie niewielkiego obszaru wokół ogniska wirusa czyli stosuje „regionalizację”. W związku z tym skuteczne wstrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa pozwoli uratować sprzedaż do naszych najważniejszych odbiorców. Niestety władze państw trzecich prowadzą odmienną, nierzadko nieprzewidywalną, politykę i często nie uznają zasady regionalizacji, a blokują eksport z całego kraju.

 

Gawrońska zwraca uwagę, że mimo mniejszego udziału w polskiej sprzedaży eksportowej odbiorców z państw trzecich, w obecnej sytuacji, gdy mamy nadwyżki towaru na rynku w postaci pełnych mroźni i w dalszym ciągu nie działa handel z HoReCa, odbiorcy spoza obszaru celnego UE byli dla nas jedyną szansą na „wypychanie towaru” z rynku wewnętrznego. - Jeśli grypa ptaków zamknie polskim eksporterom ten kierunek sprzedaży to będziemy w opłakanej sytuacji. Taki scenariusz może się okazać szczególnie bolesny dla krajowych eksportów piskląt jednodniowych, jaj wylęgowych i mięsa drobiowego. Ewentualna utrata rynków globalnych będzie oznaczała przekreślenie szans na jakąkolwiek sprzedaż, nawet ze stratą - dodaje dyrektor KIPDiP.

 

Wybiegając poza rynek krajowy, analitycy Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz przewidują, że rosnąca liczba zakażeń HPAI na terytorium coraz liczniejszej grupy państw Wspólnoty, może skutecznie ograniczyć eksport drobiu i jaj na rynki światowe z całej Unii Europejskiej na co najmniej trzy miesiące. - Już jesteśmy świadkami blokowania importu drobiu żywego, jaj wylęgowych i produktów drobiarskich z państw unijnych przez władze krajów trzecich. Na odpowiedzialne prognozy jest jeszcze za wcześnie, nie lekceważylibyśmy jednak  prawdopodobieństwa nagłego pojawienia się „nowych” szoków podażowo – popytowych w skali europejskiej, ale i globalnej – ocenia Katarzyna Gawrońska.

 

 

- Poddając analizie odczuwalne aktualnie zdarzenia, należy zauważyć, że kłopoty z HPAI dotyczą niemal wszystkich największych producentów drobiu i jaj w Unii Europejskiej. Przecież na liście „państw z HPAI” mamy już, poza Polską, kraje: Wielka Brytania, Holandia, Niemcy, Belgia, Francja, Włochy, Chorwacja, Słowenia, Irlandia, Dania, Szwecja. Co więcej, już najwięksi odbiorcy mięsa drobiowego z Europy spośród krajów trzecich, jak Filipiny i Ghana, zablokowały część rynków europejskich, między innymi kluczowego tradera jakim jest Holandia – komentuje Gawrońska.

 

Jakie dodatkowe szkody wirus grypy ptaków wyrządzi polskiemu rolnictwu oraz przemysłowi drobiarskiemu będzie zależał od samych hodowców. KIPDiP apeluje, że teraz kluczowe jest stosowanie najbardziej rygorystycznych praktyk bioasekuracyjnych jakie są możliwe. Tylko odpowiednio roztropne zachowanie hodowców może negatywne następstwa pojawienia się wirusa w Polsce ograniczyć do minimum. - Można to jednak uznać za marne pocieszenie, ponieważ nawet przy ograniczeniu negatywnych skutków grypy ptaków, sytuacja polskiego drobiarstwa będzie wciąż dramatyczna z uwagi na epidemię COVID – 19. W tym kontekście należy wskazać, że na krajowym rynku drobiarskim mamy do czynienia z dramatycznym spadkiem przychodów ze sprzedaży eksportowej a hodowcy zmuszeni są sprzedawać żywiec w cenach, których nie pamiętają najstarsi drobiarze – znacznie poniżej progu opłacalności! – mówi Gawrońska.

 

Z analiz przeprowadzonych przez Krajową Izbę Producentów Drobiu i Pasz wynika, że polskie firmy prowadzą „wyniszczającą grę z rynkiem”. Sprzedają niemal tyle samo mięsa co w zeszłym roku (mniej o 2,6 proc.), ale po zdecydowanie niższych cenach (średniorocznie o niemal 11 proc.).Taka sytuacja jest konieczna, aby pozbywać się nadmiaru mięsa, którego w zakładach drobiarskich jest o wiele za dużo. W efekcie do naszych najważniejszych partnerów (Niemcy, Wielka Brytania, Francja) sprzedajemy nawet więcej niż rok temu o tej porze, ale istotnie taniej! Analitycy KIPDiP obawiają się, że powyższe statystyki pokazują jedynie wierzchołek góry lodowej.

 

- Zastanawiamy się na ile zasobów finansowych (swoich i obcych) mają firmy drobiarskie, aby sprzedawać ze stratą. Ujemne marże na sprzedaży zagranicznej ma  – naszym zdaniem  – większość zakładów. Z ekonomicznego punktu widzenia warte odnotowania wydaje się to, że rynek rozpoczął proces samoregulacji. Mamy na myśli fakt, że niektóre ubojnie nie chcą żywca. Analogicznie, producenci nie chcą odbierać piskląt. To  zjawisko na razie dotyczy jednak tylko mniejszych i średnich uczestników rynku. Te decyzje powodują jednak zatory płatnicze oraz postępującą dysfunkcyjność rynku – komentuje dyrektor KIPDiP.

 

KIPDiP przypomina, że głównym powodem kłopotów polskiej branży drobiarskiej jest COVID – 19. Problemy gwałtownie zaczęły narastać  pod koniec pierwszego kwartału tego roku gdy państwa europejskie zadecydowały o ograniczeniu działalności sektora HoReCa, czyli gastronomi, hoteli, cateringu i wszędzie tam gdzie drób nie jest sprzedawany jako produkt detaliczny a jest wykorzystywany w przemyśle spożywczym. KIPDiP zwraca uwagę na fakt, że polskie drobiarstwo mięsne pracuje na dwóch równorzędnych silnikach: konsumpcji wewnętrznej i eksporcie. Aby równoważyć podaż mięsa na rynku wewnętrznym, około połowa wyprodukowanego w Polsce mięsa musi wyjechać na eksport. To uzależnienie od eksportu z jednej strony przez lata było kluczowym czynnikiem wzrostu ale – paradoksalnie – okazało się największym zagrożeniem. Co udowodniła nam sytuacja związana z COVID – 19. Konsekwencją tak dużego uzależnienia od eksportu jest generowanie dodatkowego nawisu podażowego na rynku wewnętrznym w przypadku negatywnych szoków popytowych, z czym mamy właśnie do czynienia w czasie pandemii.

 

Loading comments...
Wiadomość z kategorii:

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz