Ostatnie w bieżącym roku spotkanie delegatów Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej w Przysieku zdominowała dyskusja na temat wieprzowiny i niepewnej przyszłości polskiej wsi. Jak czytamy w komunikacie KPIR, od ponad 4 lat samorząd rolniczy obserwuje degradację produkcji mięsa wieprzowego w Polsce. Ostatnie lata, to jednak tylko część dłuższego procesu. - Obecna sytuacja na rynku trzody chlewnej jest najtrudniejszą od 20 lat – stwierdził w trakcie dyskusji prezes Izby Ryszard Kierzek.
- Można śmiało powiedzieć, że następuje wyłączenie całego sektora gospodarki. Ceny za żywiec są tragicznie, a na dodatek w lawinowym tempie rozwija się tucz nakładczy. Jako Polska idziemy w kierunku modelu hiszpańskiego, czyli 70% produkcji, 20% - grupy producenckie i 10% pozostali rolnicy – dodał prezes KPIR. - Minister Ardanowski mówi do nas „pokażcie, to trzeba zrobić, bo ja chcę ratować system”. No to właśnie złożyliśmy jako Izba wniosek w sprawie pewnego problemu związanego z nadawaniem numerów stad w systemie nakładczym. Musimy mieć świadomość, że ten system daje szansę na życie wielu rolnikom, którzy nie mieli już innych możliwości. Dlatego też nie wiem czy można mówić o całkowitej likwidacji systemu nakładczego, ale z pewnością trzeba mówić o jego ucywilizowaniu – zaakcentował prezes Kierzek.
-Najgorsze jest to, że polski rząd popiera tucz nakładczy poprzez działania ARiMR. Jedyne chlewnie, które są teraz budowane, to te dla systemu nakładczego - zauważył szef Izby. KPIR podkreśla, że tak jak w przypadku wieprzowiny, tak w wielu innych sprawach składa odpowiednim organom i instytucjom projekty oraz propozycje zmian w rolnictwie. – Np. w sprawie ubezpieczenia i odszkodowania rolniczego. Później dostajemy odpowiedzi, które musimy dać naszym prawnikom do przetłumaczenia na polski – zaznaczył Ryszard Kierzek.
Prezes KPIR odniósł się do projektów związanych z odbudową (na wzór hiszpański) ras lokalnych-krajowych lub szlachetnych. - Ten system u nas dopiero raczkuje, a bez silnego zaangażowania grup producenckich raczej nie ma szans na zaistnienie. Bowiem i same grupy producenckie znalazły się w kryzysie. Wobec nich zastosowano odpowiedzialność zbiorową związana z nieprawidłowościami. Efektem tego jest istotne zwiększenie wymagań, którym grupy producenckie sprostać nie mogą – zakończył Kierzek.
Podczas obrad w sali w Przysieku obecni byli przedstawiciele tychże grup producenckich: Ryszard Błaszkiewicz z powiatu rypińskiego oraz Andrzej Januszewski z powiatu bydgoskiego. Znamienną jest historia grupy producenckiej z Rypina, o której opowiedział Ryszard Błaszkiewicz. Tam rolnicy zainwestowali w biogazownię wartą 30 mln złotych. Posiadają prawie 1/3 udziałów w niej, a i tak grupa jest w trudnej sytuacji, mimo wsparcia ze strony funduszy unijnych. - Z drugiej strony w starej Unii grupy funkcjonują jako spółdzielnie, a w Polsce grupy nie spełniają polskich oczekiwań– zauważył Błaszkiewicz. - Mówiąc uczciwie dochodzę do wniosku, że te wszystkie lata przy produkcji świń dla mnie, są to lata stracone – stwierdził Andrzej Januszewski, który od lat prowadzi specjalistyczne gospodarstwo wieprzowe. - Takie dno dotyka nas od wielu lat, ale czegoś takiego jak teraz jest, to jeszcze nie widzieliśmy. Jedyny kierunek to autostrada – stwierdził. Jak poinformował, wśród producentów występują problemy płatnicze, a ich chlewnie są przepełnione. - Nie wiadomo skąd się bierze różnica 10 centów w cenie tucznika pomiędzy giełdą w Berlinie, a naszymi skupami? Lecz co tu mówić, skoro 30 lat wstecz mieliśmy polską produkcję zarodową, a teraz materiał zachodni wyparł polską produkcję – dodał, sugerując iż pora by rolnicy zaprotestowali. - Pora na żółte kamizelki – zaznaczył.
Z pełną treścią relacji z obrad KPIR można zapoznać się klikając tutaj.