Hiszpański statek ElBeik przetrzymuje od ponad 2 miesięcy na pokładzie 1800 sztuk bydła, ale żaden port Morza Śródziemnego nie chce przyjąć zwierząt ze strachu przed chorobą niebieskiego języka. Transport utknął w pobliżu wybrzeży Cypru. Organizacje prozwierzęce domagają się zaprzestania transportu zwierząt na duże odległości.
18 grudnia ubiegłego roku statek ElBeik opuścił port Tarragona w Hiszpanii. Bydło miało być dostarczone do Turcji, a cel miał zostać osiągnięty w dziewięć dni. Turcy jednak nie zdecydowali się na przyjęcie tej dostawy, ponieważ obawiają się, że krowy są nosicielami wirusa choroby niebieskiego języka. Następnie podjęto próbę znalezienia innego nabywcy dla 1776 zwierząt. Libia i Egipt również nie były zainteresowane przyjęciem dostawy bydła. Statek obrał kurs na port Famagusta i tam pozostał. Zwierzęta nie zeszły z pokładu zatem od ponad dwóch miesięcy.
Według Dirka Jana Verdonka z World Animal Protection tego typu statki są specjalnie zaprojektowane do transportu zwierząt. - To nie znaczy, że nas to uspokaja. Stan zwierząt pogarsza się podczas podróży. Im dłużej to trwa, tym gorzej dla zwierząt – wyjaśnia. - Temperatura może szybko wzrosnąć, a zwierzęta mogą również chorować na chorobę morską. Będą umierać z wyczerpania, upału i stresu – przestrzega Verdonk. Łódź dostarczyła w piątek do ElBeik świeży ładunek siana dla zwierząt. Nie wiadomo dokładnie w jakim stanie jest bydło i czy w międzyczasie zdechły jakieś sztuki.
Oprócz ElBeika, inny statek z transportem bydła ma ten sam problem. Karim Allah również opuścił Hiszpanię 18 grudnia z 895 zwierzętami na pokładzie. W tym tygodniu wrócił do portu w Kartagenie po dwóch miesiącach wędrówki. Rzecznik hiszpańskiego sektora wołowiny powiedział mediom, że zwierzęta mają się dobrze. Jak stwierdził, liczba ofiar w tego typu podróżach mieści się w normalnych granicach.
Według Igualdad Animal, lokalnej organizacji zajmującej się zwierzętami, wcale nie było tak dobrze. Według organizacji padło co najmniej 100 krów, a warunki, w jakich nadal żyją, są określane jako piekło. Aktywiści nawołują do zaprzestania tego typu transportu bydła.
Nowe dane Komisji Europejskiej pokazują, że Unia Europejska wyeksportowała nieco ponad milion sztuk żywego bydła w 2020 r. Połowa z tego była transportowana drogą morską do Algierii, Libii, Libanu i Izraela. - Transport żywca statkiem pełnomorskim jest częstym zjawiskiem na Bliskim Wschodzie. Zapotrzebowanie na świeże mięso rośnie, a lokalna podaż jest ograniczona - mówi korespondent RTL, Olaf Koens. - Widziałem kiedyś taki statek, a raczej: poczułem go. To było w stolicy Libanu, Bejrucie, w środku lata. U wybrzeży był statek pełen owiec, były też problemy z poprawnymi papierami, a wiatr był niekorzystny i można było poczuć zapach nie do opisania – stwierdził Koens. Wg dziennikarza, wiele zwierząt upada w czasie rejsu, a truchła po prostu są wyrzucane za burtę.
Według Verdonka z World Animal Protection zwierzęta muszą być poddawane ubojowi w kraju, w którym zostały wyhodowane. - Transportowanie żywych zwierząt drogą morską nadal się opłaca, ale nie jest to uzasadniona wymówka. Nie powinniśmy ciągnąć zwierząt na duże odległości – przekonuje i dodaje, że taka forma transportu to również duże zagrożenie przenoszenia chorób.
Nie jest jasne, co stanie się ze zwierzętami na pokładzie ElBeik. Statek prawdopodobnie popłynie z powrotem do portu w Hiszpanii, podobnie jak Karim Allah.