Po aferach związanych z ubojem chorego bydła w niemieckich rzeźniach, coraz częściej krytykuje się rolę weterynarzy w tym procederze. Jak informują niemieckie media, tamtejsze stowarzyszenie lekarzy weterynarii zauważa, że takie praktyki jak w rzeźniach Bad Iburg czy Düdenbüttel są możliwe tylko wtedy, gdy wszystkie strony procesu ubojowego wyraziły ciche przyzwolenie na nielegalny ubój bydła.
Jak zauważa Daniela Plange ze Stowarzyszenia Lekarzy Weterynarii, w którym odpowiada za rolnictwo, takie incydenty, które miały miejsce w mniejszych rzeźniach, mogą występować tylko wtedy, gdy wszyscy przymykają oczy na łamanie procedur. Mowa o weterynarzach, rzeźnikach i rolnikach.
Jak przypomina Norddeutscher Rundfunk, niedawno zamknięto niewielką rzeźnię w Düdenbüttel w dzielnicy Stade, ponieważ ubijano tam ranne i chore zwierzęta, chociaż jest to zabronione. Podobna sytuacja miała miejsce w Bad Iburg w okręgu Osnabrück.
Jak możemy przeczytać na portalu ndr.de, nagrania wideo organizacji praw zwierząt z października ubiegłego roku pokazują jak działa cały mechanizm i ukazują współpracę wszystkich ogniw nielegalnego uboju bydła. Na nagraniach widzimy ranną krowę w furgonetce, a obok znajduje się lekarz weterynarii, który wręcza rolnikowi łańcuch, za pomocą którego zwierzę ma zostać wyciągnięte z samochodu. Tymczasem urzędowe organy weterynaryjne twierdzą, że ich pracownicy nie mieli wiedzy na temat podobnych praktyk. Jak donoszą niemieckie media, rzeźnie w Bad Iburg i Düdenbüttel są obecnie zamknięte.
Czytaj również:
NIEMCY TEŻ MIELI AFERĘ „LEŻAKOWĄ”. CZY W POLSCE KTOŚ O NIEJ SŁYSZAŁ? - kliknij.