- Epidemia koronawirusa uderzyła w koła łowieckie – nie ma wątpliwości rzecznik Polskiego Związku Łowieckiego Piotr Szalaty. Dodaje, iż obowiązkowa kwarantanna dla osób przyjeżdżających z zagranicy praktycznie zablokowała organizację "polowań dewizowych", które są ważnym źródłem dochodu dla wielu kół w kraju, a brak zamówień na dziczyznę ze strony gastronomii pogarsza sytuację w skupie, gdzie obecnie za kilogram dzika płaci się złotówkę.
Jak uważa Szalaty, w najtrudniejszej sytuacji są te koła, które na terenie swoich obwodów mają największe szkody wyrządzane przez zwierzynę, co pociąga czasami ogromne kwoty zobowiązań z tytułu wypłacanych odszkodowań. Brak możliwości polowań dewizowych sprawia, że koła te tracą możliwość zmniejszenia tych obciążeń. - Działanie kół łowieckich nie ma charakteru biznesowego, gdyż głównym zadaniem jest prowadzenie skutecznej, zgodnej z prawem łowieckim, gospodarki łowieckiej. Główną trwogą kół jest takie zebranie środków zabezpieczających, by pokryć szkody w rolnictwie wyrządzane przez zwierzynę, dbanie o urządzenia łowieckie, a także gospodarcze - mówi rzecznik PZŁ.
Obecnie ceny skupu dziczyzny są dramatycznie niskie. Za kilogram dzika myśliwy otrzymuje zaledwie 1 zł. Cena sarny w skupie schodzi już poniżej 10 złotych. Jak podkreślają myśliwi, dziczyznę trudno jest sprzedać, bo głównym jej odbiorcą była gastronomia, a ta z powodu pandemii praktycznie nie działa. Łowczy przestrzegają, że bez dopływu gotówki do kół może być problem z wypłatami odszkodowań dla rolników, które są realizowane obecnie przez myśliwych. Ponadto koła łowieckie są zobowiązane do prowadzenia m.in. odstrzałów sanitarnych. Myśliwi oczekują wsparcia ze strony rządu, ponieważ w niedługim czasie rolnicy będą pozywać do sądu koła za niewypłacone odszkodowania.