- Polacy bardzo często ze swoich wywczasów, gdzieś za granicą, przywożą śliwowicę, wiśniowicę, gruszkowicę, palinkę, czyli różnego rodzaju destylaty, które są tam produkowane. W Polsce jest to zabronione. Ja sprawdziłem w wielu krajach Unii Europejskiej, to są wyjątki pośród krajów, które nie mają możliwości produkcji alkoholi tych rolniczych. Oczywiście, w Polsce nie chodzi o żadne zalegalizowanie bimbru, to jest jakieś nam uwłaczające, jeżeli kto mi to imputuje. To są wódki wręcz ekskluzywne. I one również będą bardzo drogie ze względu na sposób produkcji – mówił wczoraj na antenie radiowej Jedynki minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
- Jeżeli ktoś chce walczyć z alkoholizmem, a jestem jednym z tych osób, które zdecydowanie są przeciwne rozpijaniu społeczeństwa, to może powinien walczyć z bardzo tanim winem owocowym, z czymś, co jest nazywane piwem, a nie ma z piwem nic wspólnego, i młodzież generalnie tym się upija. Więc trzeba z tym walczyć, natomiast na pewno nie z tymi alkoholami, które wytwarzane pod pełną kontrolą w usługowych destylarniach. Nigdy się nie zgodzę na to, żeby to było produkowane gdzieś tam w piwnicy czy w lesie, w usługowych destylarniach ze względu, że tam możemy zapewnić bezpieczeństwo i wysoką jakość i również kontrolę akcyzową, dlatego że Unia Europejska zezwala na zmniejszenie akcyzy o połowę i ten mechanizm chciałem zastosować w tych destylarniach usługowych. Jest ich trochę. To nie są duże gorzelnie, to nie są duże destylarnie. Tam nie ma możliwości technologicznych, żeby ktoś przywiózł kilkadziesiąt litrów zacieru wykonanego ze swoich śliwek, gruszek, wiśni czy tam jakichś innych owoców. Chodzi o małe destylarnie. Trochę ich w Polsce jest. Następne mogłyby powstawać również jako działalność gospodarcza. I to w Polsce byłoby podobnie jak w innych krajach legalne – mówi o swojej koncepcji Ardanowski.
- W parunastu krajach unijnych to wszystko funkcjonuje, w Polsce jest zabronione. Jednocześnie argument, że Ardanowski chce rozpijać społeczeństwo, jest jakiś dla mnie uwłaczający. Jak już powiedziałem, jestem absolutnie przeciwny rozpijaniu. Natomiast te alkohole, które są trochę snobistyczne, trochę ekskluzywne, drogie, nie każdy będzie je kupował, na pewno to nie jest zachęta dla tych, którzy są od alkoholu uzależnieni i nie panują nad swoim życiem – odpierał szef resortu zarzuty niektórych mediów, które ten pomysł nazwały rozpijaniem społeczeństwa.