Zbigniew Barski, wójt gminy Gubin w woj. lubuskim, obawia się o polskich rolników, którzy mają swoje pola przy granicy i sprzedają towar Niemcom. - Kilka dni temu niemieckie gazety ostrzegały, że ASF może trafić do Niemiec wraz z polskimi produktami rolniczymi. Jeśli Niemcy wpadną w panikę, Polacy stracą rynek zbytu. A jest to spory rynek. Wielu rolników obsiewa swoje pola na biomasę, ale to także spory rynek zbóż i warzyw – mówi wójt Barski.
Jak czytamy w zielonogórskim wydaniu Gazety Wyborczej, w Niemczech w każdej wsi jest spalarnia biomasy. Niemcy skupują sorgo, siano, kiszonkę. Sami po nią przyjeżdżają. Kursy zbóż, oczywiście, w euro.
Pan Andrzej ma 80 ha pola 17 km od granicy. Kiedyś hodował krowy, dziś skupia się na sorgo i rzepaku. Na razie w jego gminie Brody nie stwierdzono wirusa ASF. – To, co mieliśmy, już sprzedaliśmy, gdy ASF nie szalało. Czy Niemcy się przestraszą? Wszystko wyjaśni się wiosną, ale to bardzo restrykcyjny naród. Nie muszą zapaść żadne decyzje, wystarczy, że ktoś nieoficjalnie rzuci, żeby od nas nie kupować. I oni nie kupią. Nie będą ryzykować. Nawet biomasy do spalarni. A jeśli zwalczanie ASF zajmie Polsce trzy lata, leżymy i kwiczymy jak te dziki – mówi rolnik w rozmowie z Wyborczą.
Źródło: Gazeta Wyborcza