Dalekomorski transport bydła i owiec grozi wybuchem epidemii

Martyna Frątczak

Wraz z globalizacją choroby uznawane jeszcze kilka lat temu za egzotyczne stają się powszechne na całym świecie. Stąd walczymy z „afrykańskim” pomorem świń, czy COVID-19 przyniesionym z Azji. Jak pokazują doświadczenia z praktyki, ogromne ryzyko rozwleczenia patogenów wiąże się z transportem zwierząt na duże odległości, w ramach handlu między państwami.

Choroby podróżują wraz ze zwierzętami

Zwierzęta, w szczególności bydło i owce, często podróżują między miejscami, w których aktualnie występują inne choroby. Ponadto zazwyczaj różnią się metodami i rygorem ich kontroli. W czasie transportu zwierzęta przebywają w znacznym stłoczeniu, co dodatkowo przyczynić się może do wybuchu epidemii. Łatwo wtedy o przeniesienie choroby z jednego, „pechowego”, osobnika na wszystkie pozostałe. Szczególnie dużym ryzykiem obciążony jest transport dalekomorski, w którym zwierzęta przez długi czas przebywają w dużym zagęszczeniu.

Narażone są na ponadto na wiele stresorów – m.in. wymieszanie z nieznanymi sobie osobnikami; stres cieplny; mało higieniczne środowisko; duże stężenie szkodliwych gazów z odchodów, takich jak amoniak; czy niedostateczny dostęp do wody i paszy. W tych warunkach łatwo o osłabienie odporności zwierząt, co przyspiesza rozprzestrzenianie się patogenów w grupie. Inną, problematyczną kwestią, jest niski dobrostan w czasie tego typu transportu.

Zawleczeniu patogenów wraz z inwentarzem zapobiec można tylko przez szczegółową kontrolę jego stanu zdrowia oraz ściśle przestrzeganą kwarantannę. Ważne jest również przeprowadzenie odpowiednich testów w kierunku patogenów, które stanowią w danej chwili zagrożenie i wykonanie niezbędnych szczepień. Nieodłączną częścią profilaktyki powinno być zapewnienie zwierzętom jak najlepszych warunków w czasie transportu. Należy unikać nadmiernego zagęszczenia i mieszania zwierząt z różnego źródła i w różnych grupach wiekowych. Trasa transportu powinna być możliwie jak najkrótsza.

Rzeczywistość daleka od ideału

Coraz intensywniejsza hodowla zwierząt, nowoczesne systemy transportu i obniżenie jego kosztów sprzyjają patogenom w podboju świata. Rozprzestrzenianie pryszczycy w Afryce, Europie, na Bliskim Wschodzie i Azji, czy choroby wściekłych krów (BSE) powiązane zostało w przeszłości z handlem żywym inwentarzem. Bez lepszych regulacji transportu zwierząt na duże odległości możemy się doczekać kolejnej, destrukcyjnej epidemii.

Chociaż istnieją wytyczne i strategie mające na celu uniknięcie roznoszenia patogenów wraz z transportem zwierząt, doświadczenia pokazują, że są one zawodne. Wystarczy przypomnieć sytuację z grudnia 2020 roku, kiedy to ponad 800 sztuk bydła mięsnego eksportowanego z Hiszpanii do Turcji utknęło na morzu na ponad 2 miesiące. Zwierzęta przebywały w fatalnych warunkach, a ostatecznie zostały poddane ubojowi. Powodem było pojawienie się u nich objawów wirusowej choroby niebieskiego języka. Nie udało się jej rozpoznać przed załadunkiem – zwierzęta mogły jeszcze wtedy wydawać się zdrowe. Ponieważ żaden port nie chciał przyjąć chorego bydła, uniknięto rozprzestrzenienia choroby, jednak potwornym kosztem dobrostanu bydła. Zabrakło zdecydowanych i szybkich decyzji.

Naukowcy wskazują, że obecnie „tykającą bombą epidemiologiczną” może być intensywny transport bydła i owiec z Australii do państw Bliskiego Wschodu i Azji Południowo-Wschodniej. Szacuje się, że rocznie Australia eksportuje ok. 615 tys. sztuk bydła i niemal 500 tys. owiec, o wartości odpowiednio 1 mln i 85 tys. dolarów australijskich. Wiele państw Bliskiego Wschodu i Azji, do których trafia inwentarz z Australii mają kiepską kontrolę chorób odzwierzęcych. Często działają jako tranzyt, z którego owce i bydło trafiają na inne rynki. Taki system pozwala przezwyciężyć wiele ograniczeń handlowych, ale tworzy niebezpieczne sytuacje sprzyjające rozwleczeniu patogenów.

 

Tykająca australijska bomba

Australia eksportuje swoje zwierzęta bezpośrednio również do Rosji, Japonii, czy do Afryki Północnej. Wszystkie docelowe miejsca mają inne – mniej lub bardziej surowe - wymagania dotyczące transportu inwentarza. Przykładowo Japonia wymaga przedstawienia świadectwa zdrowia dostarczanych zwierząt, ich 21-dniowej kwarantanny, przeprowadzenie testów w kierunku najważniejszych patogenów i szczepienia na szereg chorób. Inne bardzo lekko traktują ryzyko zawleczenia chorób. Dużą konkurencją dla Australii jest Brazylia, obecnie intensywnie eksportująca żywy inwentarz do Indonezji, na Bliski Wschód i do Indii.

Niestety warunki, w jakich zwierzęta odbywają dalekomorskie podróże z Australii czy Brazylii są dalekie od idealnych. Bydło i owce z różnych źródeł często są ze sobą mieszane. Do miejsca ładunku transportowane są ciężarówkami, w których przebywają w znaczącym zagęszczeniu, uniemożliwiającym położenie się. Później, przed trafieniem na statek, odpoczywają zaledwie 5 dni, w tym czasie zapoznając się z obcymi zwierzętami, przyzwyczajając do dużego stłoczenia i przestawiając swoją dietę. Ogromny stres i zmiana pokarmu w tak krótkim czasie obniża ich odporność, a nawet, jak stwierdzono, zmienia ich mikrobiom (skład bakteryjny) w układzie pokarmowym na niekorzystny.

Po krótkim odpoczynku przewożone są na miejsce ładunku, ponownie mieszane z innymi zwierzętami i oceniane pod kątem zewnętrznych objawów klinicznych. Niestety inspekcja ta jest powierzchowna i wiele chorób we wczesnym stadium może jej się wymknąć. Na pokładzie statku zwierzęta kierowane są do zagród, w których trzymane są dziesiątki sztuk bydła, lub setki owiec przy zagęszczeniu zbliżonym do tego, jakie stosuje się przy transporcie ciężarówkami. Podróż w takich warunkach trwa zwykle od 1 do 5 tygodni. Zwierzęta są codziennie doglądane przez załogę, czasami, lecz nie zawsze, w towarzystwie lekarza weterynarii.

Po dotarciu do miejsca przeznaczenia część zwierząt trafia bezpośrednio na pastwiska - lub od razu transportowana jest do rzeźni. Stosowane do tego celu pojazdy w państwach Azji, Bliskiego Wschodu, czy Afryki Północnej są jeszcze mniej „wyrafinowane” od tych australijskich. Zwierzęta, bez kwarantanny, w fatalnych warunkach, mogą więc trafić do rzeźni i do konsumentów. W Azji mięso zwierząt sprzedawane jest często na tzw. „mokrych targach”, na których warunki higieniczne pozostawiają wiele do życzenia. Taki system znacząco naraża ludzi na kontakt z patogenami i tworzy idealne warunki do rozwoju epidemii. Warto przypomnieć, że to właśnie w Chinach, prawdopodobnie na „mokrym targu”, doszło do mutacji koronawirusa i zakażenia ludzi nową odmianą SARS-CoV-2. Stamtąd rozprzestrzenił się na cały glob.

 

White and brown cows in a Dairy Cow Farm.

Na podstawie:

Phillips CJC. Zoonotic Disease Risks of Live Export of Cattle and Sheep, with a Focus on Australian Shipments to Asia and the Middle East. Animals. 2022; 12(23):3425.

Martyna Frątczak
Autor: Martyna Frątczak
Lekarz weterynarii Martyna Frątczak, absolwentka Wydziału Medycyny Weterynaryjnej i Nauk o Zwierzętach Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Zainteresowana szeregiem zagadnień związanych z medycyną zwierząt, ekologią i epidemiologią, którymi zajmuje się na co dzień również we własnej pracy naukowej.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Najnowsze artykuły autora:

Loading comments...

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz