Wścieklizna nietoperzy: zagrożenie czy histeria?

Martyna Frątczak

Na początku lipca na terenie jednego z parków w Poznaniu odnaleziono nietoperza zakażonego wirusem wścieklizny. Powiatowy lekarz weterynarii natychmiast wyznaczył wokół tego miejsca 10-kilometrowy obszar zagrożony, a media rozgłosiły ostrzeżenia dla mieszkańców, w szczególności właścicieli psów i kotów.

Czy jednak wścieklizna nietoperzy rzeczywiście stanowi tak wielkie zagrożenie? Wbrew pozorom bardzo różni się od choroby kojarzonej z psami i lisami.

Już dwa ogniska choroby w Poznaniu

19 lipca w innej części miasta zgłoszony do badań został kolejny nietoperz, którego nietypowe zachowanie zaniepokoiło mieszkańców. Okazało się, że również i on zakażony jest wirusem wścieklizny, wyznaczono więc kolejne ognisko choroby, a w świat poszły mrożące krew w żyłach ostrzeżenia.

Ostatnio wściekliznę notowano w Poznaniu kilkanaście lat temu. Prawdopodobnie wynika to jednak z braku prowadzenia regularnych badań małych ssaków. Wścieklizna nietoperzy występuje bowiem powszechnie w prawie całej Europie i jest bardzo dobrze znana ekspertom już od dziesiątków lat.

Odkrycie zakażonego nietoperza nie jest niczym niezwykłym. W ciągu ostatnich 40 lat udokumentowano ponad 1100 przypadków wścieklizny u nietoperzy w Europie. Większość zgłoszeń pochodziła z Danii, Niemiec, Holandii, Francji i Polski.

Na fali panicznego strachu i zwracania uwagi na nietoperze, na pewno możemy spodziewać się wkrótce kolejnych znalezisk „wściekłych nietoperzy” i wyznaczania obszarów zagrożonych. Jak jednak stwierdzają eksperci, równie dobrze można by objąć takim obszarem cały kontynent. Takiego niezbyt logicznego wyznaczania stref wymaga polskie prawo, które nie rozróżnia między sobą klasycznego wirusa wścieklizny psów i lisów od wirusów nietoperzy.

Wścieklizna wściekliźnie nierówna

Wirus wścieklizny z rodziny Rhabdoviridae, rodzaju Lyssavirus, to czynnik wywołujący ostre zakażenie ośrodkowego układu nerwowego. Znajdowany jest u wielu gatunków ssaków i ptaków, stanowiąc duże zagrożenie również dla ludzi. Na świecie uznawany jest za jedną z najbardziej śmiertelnych zoonoz, co roku zabijającą około 60 tys. ludzi.

To jednak bardzo ogólnikowy opis – zidentyfikowano już bowiem 14 gatunków wirusów wścieklizny z rodzaju Lyssavirus. W Polsce jak dotąd notowano tylko klasycznego wirusa wścieklizny (RABV) oraz jeden z gatunków wścieklizny nietoperzy (EBLV‑1). W pozostałej części Europy, m.in. w Niemczech, u nietoperzy znajduje się czasami również inny gatunek wirusa (EBLV-2).

Każdy z tych wirusów charakteryzuje się innymi możliwościami wywołania choroby u zwierząt domowych czy ludzi. Wirusy znajdowane u nietoperzy są bardzo mało zakaźne wobec innych gatunków. W całej historii badań nad nimi wykryto tylko kilkanaście przypadków zakażenia wirusem innych ssaków.

W Europie w 1998 i 2002 r. wykryto nietoperzowy wirus EBLV-1 u owcy w Niemczech, w latach 2003 i 2007 u kotów we Francji. EBLV-1 znaleziono także u kuny domowej w Niemczech. Ryzyko zakażenia się zwierząt domowych czy ludzi wścieklizną od nietoperza jest więc niewielkie. A gdyby do niego jednak doszło, przebieg choroby jest zupełnie inny od kojarzonego z klasyczną wścieklizną.

Czy wścieklizna od nietoperza może zabić?

Przebieg choroby po ugryzieniu nietoperza bardzo różni się od klasycznej wścieklizny, co wynika między innymi z różnej głębokości penetracji ciała zębami podczas ugryzienia orzez nietoperza a przez psa czy lisa.

Wirus wścieklizny namnaża się w nerwach, a zęby nietoperzy wprowadzają go zazwyczaj dość płytko w skórę. Tam do rozwoju znajduje wyłącznie nerwy czuciowe.

W przypadku pogryzienia przez psa wirus wprowadzany jest zazwyczaj głęboko, aż do mięśni. Tam przejmuje nerwy ruchowe, którymi dociera aż do mózgu, wywołując klasyczne objawy wścieklizny, takie jak agresywne zachowanie, ostre objawy zapalenia mózgowia i wodowstręt. Wirusy z pogryzień nietoperzy powodują natomiast głównie problemy z poruszaniem się, miejscowe zaburzenia czucia, drżenia i skurcze mięśni.

Warto zapamiętać, że wścieklizną zakazić możemy się w przypadku pogryzienia lub podrapania przez nietoperza. Wirusy występujące u nietoperzy nie wywołują u nich agresji, nie zaatakują więc nas same. Jeśli nie będziemy dotykać zwierząt znalezionych np. w parku gołymi rękami, to nie mamy się czego obawiać.

Pierwszy potwierdzony przypadek wystąpienia wirusa wścieklizny nietoperzowej EBLV-2 u człowieka opisano w 1985 r., gdy pewien szwajcarski biolog zmarł po licznych ugryzieniach przez zakażonego nietoperza w Finlandii. To jednak dramatyczna historia, którą możemy uznać za wyjątkową, a jej kluczowym elementem są „liczne pogryzienia”. W Polsce największym czynnikiem ryzyka zakażenia się wścieklizną pozostają pogryzienia przez lisy.

Być ostrożnym i spokojnym

Obecnie właściwie jedyną naprawdę skuteczną metodą zwalczania wścieklizny na świecie jest prowadzenie szczepień profilaktycznych zwierząt dzikich i domowych. Z tego powodu polskie prawo wymaga obowiązkowych szczepień u wszystkich psów powyżej 3 miesiąca życia. Na niektórych obszarach szczególnie narażonych rozrzuca się również szczepionki doustne dla lisów. Szczepienia warto rozważyć u kotów wychodzących z domu, chociaż nie są prawnie obowiązkowe.

Jeśli człowiek zostanie pogryziony lub podrapany przez dzikie lub nieszczepione domowe zwierzę, powinien jak najszybciej otrzymać szczepienie przeciwwirusowe. Jeśli bowiem wystąpią już objawy kliniczne choroby, szanse na przeżycie są bardzo niskie i do tej pory nie opracowano skutecznego leczenia. W 2005 r. udało się wyzdrowieć jednemu pacjentowi, który nie został zaszczepiony. W jego leczeniu zastosowano eksperymentalną metodę, która obejmowała wprowadzenie w śpiączkę farmakologiczną i podanie leków przeciwwirusowych. Niestety kolejne próby leczenia pacjentów z zastosowaniem tej metody nie kończyły się zawsze sukcesem.

 

Źródła:

salamandra.org.pl

poznews.pl

Satora, M., Rudy, A., & Płoneczka-Janeczko, K. (2018). Aktualna sytuacja dotycząca zakażeń wirusem wścieklizny–czy należy obawiać się nietoperzy?. Życie Weterynaryjne, 93(05).

Martyna Frątczak
Autor: Martyna Frątczak
Lekarz weterynarii Martyna Frątczak, absolwentka Wydziału Medycyny Weterynaryjnej i Nauk o Zwierzętach Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Zainteresowana szeregiem zagadnień związanych z medycyną zwierząt, ekologią i epidemiologią, którymi zajmuje się na co dzień również we własnej pracy naukowej.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Najnowsze artykuły autora:

Loading comments...

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz