- Sieczkarnia wykryła taką niespodziankę przymocowaną do kukurydzy – informuje w mediach społecznościowych rolniczka z Wielkopolski prezentując gwoździe, które znalazły się na jej polu. - Niestety na kolejnym polu już wykrywacz metalu nie dał sygnału i sieczkarnia została poważnie uszkodzona, a noże wyleciały przez rurę i omal nie doszło do ogromnej tragedii. Czuję się bezsilna – czytamy w jej relacji.
Nie trudno sobie wyobrazić co mogło się wydarzyć, gdyby elementy stalowe zostały skierowane przez maszynę w kabinę kombajnu lub ciągnika. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że skończyło się na zdruzgotanej sieczkarni, której koszt naprawy to bagatela 10 tys. zł. Właścicielka pola nawet nie chce myśleć, co by się wydarzyło, gdyby gwoździe znalazły się w paszy dla bydła. Autorka wpisu w wymianie komentarzy na Twitterze ma podejrzenia, kto mógł dokonać tego „aktu terroru”, ale w takim przypadku trudno udowodnić winę. Komentujący wskazują, że w przyszłości warto zainwestować w fotopułapki z bieżącym monitoringiem i zdjęciami przychodzącymi na telefon w formie mms-ów.
Naprawy za kilkadziesiąt tysięcy
Rolnicy pod wpisem na Twitterze dzielą się podobnymi historiami, które każdego roku spędzają sen z powiek właścicielom upraw kukurydzy. - Aluminiowa puszka. Sieczkarnia nawet nie zauważy, a zwierzęta jak zjedzą to chorują. W komentarzach były doniesienia o prętach z nierdzewki włożonych w wąż ogrodowy. Ktoś miał pecha i w jeden sezon dwa razy złapał coś takiego: raz naprawa za 20 tys. zł, drugi raz za 30 tys. zł – pisze Hubert. - Są świry co wieszają butelki. Wiadomo co się później dzieje z bydłem po takiej kiszonce – dodaje Dominik.