Rolnicy z kujawsko-pomorskiego rozwijają hodowlę świń bez użycia GMO. Na razie to tylko 3 gospodarstwa, które dostarczają mięso do lokalnego zakładu, ale jak mówią hodowcy - opłaca się. Średnio za kilogram wyhodowanego w ten sposób tucznika otrzymują o złotówkę więcej niż wynoszą ceny rynkowe zwykłych świń.
- Bez użycia soi GMO i na bazie tradycyjnych pasz. Nie tylko ze zbóż ale także roślin bobowatych z własnych upraw. Kolejny warunek to hodowla rodzimych ras tuczników. W tym wypadku białej puławskiej. Bo takie mięso jest najwyższej jakości i wyjątkowo smaczne – słyszymy w poniedziałkowym Agrobiznesie (TVP).
- Żywić w ten sposób można i to zostało udokumentowane nie tylko w naszych gospodarstwach. Dowodzą tego doświadczenia profesora Kapelańskiego i wyniki badania krajowego programu białkowego. To kwestia opłacalności. Możemy dyskutować o opłacalności żywienia sojowego w porównaniu do żywienia bez GMO. Nie ma jednak wątpliwości, że można to robić – mówi Sławomir Homeja, hodowca świń rasy puławskiej.
Rolników z kujawsko-pomorskiego wspiera Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Minikowie oraz Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy w Bydgoszczy. Rolnicy liczą, że zainteresowanie tego typu hodowlą wzrośnie. To dobre rozwiązanie dla małych gospodarstw, które mogą rozwijać produkcję wysokiej jakości wieprzowiny przy jednoczesnym niewielkim nakładzie na inwestycje. Ze względu na zainteresowanie konsumentów, rolnicy za tak żywione zwierzęta otrzymują więcej od średnich cen rynkowych. Na tę chwilę jest to o złotówkę więcej do kilograma żywego tucznika.
Rasa puławska to jedna z najstarszych i najbardziej cenionych rodzimych ras tuczników w Polsce. Podobnie jak rasa złotnicka. Tucz świń trwa nieco dłużej od tych najbardziej popularnych, bo od 7 do 7,5 miesiąca. Dodatkowo zwierzęta te mają niższą plenność. Jednak ich zaletą są mniejsze wymagania co do warunków utrzymania i żywieni. Jednoczesne uzyskuje się z nich znacznie smaczniejsze i łatwiejsze w obróbce mięso.
Źródło: Agrobiznes (TVP)
