Inwestycja drogowa zniweczyła dorobek ich życia

Budowa obwodnicy Szczecinka z pewnością cieszy kierowców. Tego typu inwestycje wydają się niezbędne z perspektywy dobra ogółu społeczeństwa. Niestety w tle tego przedsięwzięcia trwa dramat państwa Dubińców, którzy tracą dorobek swojego życia. Skarb Państwa nie zechciał wykupić ich gospodarstwa rolnego, a odszkodowanie, które otrzymali za zajęte pod budowę grunty, muszą wydawać na bieżące potrzeby. Powstająca droga przecięła ich gospodarstwo na dwie części, blokując dostęp do bazy paszowej dla hodowanego tam bydła mlecznego, poprzez co istnienie ich działalności rolniczej w takim kształcie praktycznie straciło sens.

 

Przez dwa lata państwo Dubińcowie żyją w nieustannym hałasie. Przez długi czas ciężki sprzęt pracował przez 24 godziny na dobę, a hałas sięgał 100 decybeli. Jednak ogromny zgiełk nie jest w tym przypadku kluczowym problemem.

 

Odcięci od bazy paszowej

 

- Cała obwodnica, cały ten pas, to była baza paszowa dla naszych zwierząt. Na pasie drogowym rosła kukurydza, a tam gdzie jest estakada i tereny dalsze, to była trawa. Krowy miały bezpośrednio z obory wyjście na trawę. Dzięki temu mogliśmy te koszty produkcji jakoś poskładać. W tym momencie krowy nie mają dostępu do pastwisk i mają nieustanny hałas, a my nie mamy gdzie zasiać kukurydzy. W tym momencie zostaliśmy bez dostępu do bazy paszowej, a zwierzęta bez dostępu do pastwisk. To już są dwa sezony. W następstwie czeka nas likwidacja gospodarstwa, bo nie mamy czym karmić zwierząt. Musieliśmy sprzedać dużą część stada podstawowego, a maluchów szkoda... - mówi Anna Dubiniec

 

Po stronie obwodnicy znajdującej się przy gospodarstwie pozostało zaledwie 2,5 ha gruntu. To teren bagienny i nie ma możliwości aby był wykorzystywany jako pastwisko. Reszta areału, dotąd niezbędnego dla produkcji paszy, jest po drugiej stronie drogi. - Nie mamy takich budynków, które zapewniałyby zwierzętom komfort bez wychodzenia poza oborę. Prowadziliśmy gospodarstwo w technologii półintensywnej. Zależało nam na tym aby zwierzęta w naszym gospodarstwie czuły się dobrze. Nie próbowaliśmy wyśrubować jakiś niesamowitych poziomów wydajności, ale chcieliśmy aby to było częściowo w zgodzie z naturą. Po rozpoczęciu tej inwestycji musieliśmy część stada sprzedać żeby zapewnić im jakiś dobrostan i zmieścić się w jakiś normach. W takim układzie nie da się realizować gospodarstwa w dotychczasowym kształcie – stwierdza pani Anna.

 

Aby dokonać wypasu na pastwisku należałoby przekroczyć teren budowy. Jak mówią właściciele gospodarstwa, Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad proponowała, aby „przepchnąć” bydło gdzieś pomiędzy ciężarówkami i koparkami. Wcześniej zapewniano rolników, że będą mieć zapewniony dostęp do drugiej części gospodarstwa aby móc prowadzić wypas krów. Na zapewnieniach się skończyło. - Czyli ja jestem głodny i za pół roku dostanę bochenek chleba. Czyli ciesz się, że będziesz miał ten bochenek chleb – porównuje pan Artur.

 

Życie w zawieszeniu

 

Państwo Dubińcowie otrzymali wprawdzie odszkodowanie za zajęte pod budowę grunty, ale nie przyznano im już rekompensaty za dzierżawione tereny, które były w ich władaniu do 2032 r. Odmówiono im również wykupu gospodarstwa, które po wybudowaniu obwodnicy nie ma racji bytu. - Odszkodowanie otrzymaliśmy za późno, ale pieniądze wpłynęły. Co nam jednak po tych pieniądzach, skoro straciliśmy nasze źródło utrzymania. To z czego żyliśmy, to co było całym naszym życiem i to z czego utrzymywaliśmy całą naszą, sześcioosobową rodzinę i dzięki czemu wykształciliśmy nasze dzieci. Nagle to wszystko jest zabrane. Skoro nie mamy produkcji, nie mamy tych dochodów, które mieliśmy, to musimy sięgnąć po pieniądze z odszkodowania, a te przecież kiedyś się skończą. Jesteśmy w zawieszeniu i nie wiemy co robić – mówi pani Anna.

- Nie otrzymaliśmy w ogóle informacji o możliwości ubiegania się o odszkodowanie. Prywatnie dopiero zasięgnęliśmy porad prawniczych. Przecież żeby się przenieść trzeba mieć czas i środki finansowe. Bez pieniędzy ani rusz. Urzędnik zapytany o to co z tym zrobić, odpowiedział, że mamy sobie wziąć kredyt. Co ja zawiniłem, że Skarb Państwa chce zrobić inwestycje? To jeszcze ja mam ponosić dodatkowe koszty. Nie można wyciągać od wywłaszczonych ponoszenia dodatkowych kosztów - dziwi się pan Artur. - Nie można od nas wymagać heroizmu. Nie żyjemy w czasach wojny, a tego się wymaga od nas. Dla dobra ojczyzny? Dla dobra ojczyzny wybite zostało prawie całe nasze stado i zostaliśmy bez środków do życia – dodaje pani Anna.

 

Urzędnicza bezduszność

 

Państwo Dubińcowie wskazują także na bezduszność urzędników i zapisy specustawy, które są często wykorzystywane przeciwko wywłaszczanym . - Jeżeli coś jest egzekwowane w stosunku do mnie, to domaga się wypełniania ścisłych terminów. Jeżeli rzecz dotyczy się urzędników, to terminy są płynne. Działkę mieliśmy wydać niezwłocznie, ale decyzje o odszkodowaniach i jakiekolwiek decyzje, mogą zapaść dopiero po uprawomocnieniu się podpisu wojewody. Co ciekawe, państwo zabrało, budowa już jest, a do momentu uprawomocnienia my płacimy jeszcze za to podatek. Nam zapłacono odszkodowanie tylko za własność. Utraciliśmy tak naprawdę 40 proc. gospodarstwa, bo w odszkodowaniu nie uwzględniono dzierżawy gruntów, które mieliśmy do 2032 roku. Po to się zawiera dzierżawę, żeby mieć bazę paszową – wyjaśnia pan Artur. Co ciekawe, gorliwi urzędnicy napisali na państwa Dubińców donos, jakoby ich zwierzęta były utrzymywane w złych warunkach. - Tak, tym zwierzętom działa się krzywda, bo były zamknięte w oborze. Teraz jest im na pewno lepiej, bo poszły na rzeź – kwituje właściciel gospodarstwa.

 

Jak podkreślają państwo Dubińcowie, GDDKiA nie miała żadnych konstruktywnych argumentów na odmowę wykupu gospodarstwa. - Nie mają żadnych argumentów, mówią ciągle „nie bo nie”. Mieliśmy ekspertyzy naukowe i prawne, ale Dyrekcja nie widzi przesłanek do wykupu gospodarstwa. (…) Dwa lata temu jak się zaczynała ta budowa, my jeszcze wierzyliśmy w uczciwość tego państwa. W okolicy były takie grunty, były takie gospodarstwa, że można było to wszystko przenieść i tam wstawić, zacząć produkcję w zupełnie nowym miejscu. Teraz już nie ma takiej możliwości, bo trzeba byłoby odbudowywać wszystko od zera – mówi pan Artur.

 

Gospodarstwo państwa Dubińców było sprofilowane stricte na produkcję mleka. - Cały park maszynowy mamy dostosowany do produkcji mleka. Nie mamy kombajnów, nie mamy siewników, nie mamy wielkich opryskiwaczy. Wszystko jest przygotowane pod produkcję paszy objętościowej. Aby się przeprofilować to trzeba wszystko zacząć od nowa. Stada podstawowego już praktycznie nie mamy. Te krowy są dojone, bo są. Zaprzestać tej produkcji z dnia na dzień nie sposób – mówią Dubińcowie. Przyznają, że zaistniała sytuacja mocno wpłynęła na ich kondycje psychiczną. - To dla nas koszmarne obciążenie. Najlepiej to nasze dzieci wiedzą, bo mówią nam, że teraz z nami trudno porozmawiać. One to bardzo odczuwają – kończy pani Anna.

 

Publikacja powstała w oparciu o materiał filmowy zrealizowany przez NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” Pomorze Zachodnie.

Paweł Hetnał
Autor: Paweł Hetnał
Paweł Hetnał – absolwent Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Wieloletni dziennikarz portali i gazet lokalnych z terenu Podbeskidzia.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Najnowsze artykuły autora:

Loading comments...
Wiadomość z kategorii:

Obserwuj nas w Google News 

i czytaj materiały szybciej niż inni

Google Icons 16 512

Dołącz teraz