Jednostkowo wychodzi 0,55 zł za sztukę bez kosztów dojazdu weterynarza, które po dodaniu zrównają cenę pewnie średnio do złotówki za tucznika/warchlaka. Stosunkowo nie dużo, gdyby miało to jakikolwiek sens, czyli wtedy, kiedy weterynarz rzeczywiście badałby zwierzęta przed każdym wyjazdem z gospodarstwa.
W praktyce jest to nie wykonalne z jednego prostego powodu: nawet przy najlepszej woli weterynarzy jest ich zwyczajnie za mało. Chyba, że zajmowaliby się tylko wystawianiem świadectw, ale o czym tu w ogóle dyskutować, kiedy i bez nich nie ogarniali sprawy choćby ze zbieraniem próbek krwi pod kątem ASF w uwolnionych strefach na wschodzie kraju.
Jak przed laty hodowcy jeździć będą do weterynarzy zaraz przed odstawą i tak na prawdę jedyne co będzie przez nich weryfikowane to liczba sprzedawanych przez rolnika zwierząt. System sprawdzi się może w przypadku największych ferm, bo tam i tak weterynarze muszą być codziennie, ale przecież to nie przemysłowe fermy odpowiedzialne są za rozprzestrzenianie się pomoru w Polsce! Weterynarz powinien być w każdym najmniejszym gospodarstwie, bo to one stanowią realne zagrożenie, ale nie będzie, bo pomijając brak czasu - mu się to po prostu nie opłaci.
Wniosek nasuwa się jeden - kontrolowani będą Ci i tak najlepiej skontrolowani, czyli najlepsze (duże) gospodarstwa w kraju, gdzie zasady bioasekuracji były wprowadzone na długo przed ASF. A najmniejsze gospodarstwa, gdzie świnie widzą niebo i dziki nieraz częściej niż niejeden z nas, będą kontrolowane "korespondencyjnie", czyli wcale.